czwartek, 2 kwietnia 2009

Kość słoniowa

Kiedy byłam mała i mieszkaliśmy w mieście, w niedzielne popołudnia wybieraliśmy się z rodzicami na spacer po dzielnicach domków jednorodzinnych. Nie pamiętam co ja wtedy robiłam, ale rodzice chodzili po uliczkach, zaglądali przez ogrodzenia, do okien i snuli plany o władnym domu. Do teraz mama widząc dom potrafi rozrysować w myślach układ pokoi. Widać nie jest odosobnionym przypadkiem :)

Mój dom ma wiele okien. Zbyt wiele, powiedziałabym, chociaż ostatnio zmieniam zdanie – kuzynka wybudowała dom, w którym okna są ogromne, właściwie zajmują całe ściany od podłogi aż po sufit. Takie nowoczesne domy – akwaria są teraz chyba w modzie. Bardzo długo nie miałam w domu firan i zasłon z prawdziwego zdarzenia. Koleżanki z pracy zdumiewały się, że mnie to nie krępuje. W tej chwili w części okiem na parterze (od strony drogi dojazdowej zwanej przez nas miedzą) mam rolety,  w pokoju dziennym drewniane żaluzje (z powodów praktycznych – słońce świeci prosto w telewizor) ale jest sporo pokoi gdzie w oknach nie wisi nic (na przykład w łazience na piętrze :))

Tylko w jednym pomieszczeniu jest dywan. Kiedyś, kiedy w domu nie było Pszczoły i psów - leżały u mnie białe dywany. Później, kiedy pojawiły się psy – białe dywany zostały wyniesione na piętro, na dole pojawił się puszysty, gruby, brązowy dywan. Do pierwszej psiej wpadki, kiedy to dywan miał zostać zawieziony do czyszczenia (to duży dywan, którego do osobowego chyba nie zmieścimy) – Marcin zwlekał ze znalezieniem odpowiedniego punktu usługowego, w końcu okazało się, że psy przywlekają z podwórka codziennie tyle piachu i ziemi, że praktyczniej jest zostawić podłogę bez dywanu.

Rozwiązanie jest bardzo praktyczne, chociaż mało przytulne. W tej chwili skłaniam się do tego, żeby w części pomieszczeń zawiesić miękkie półprzejrzyste zasłony w celu ocieplenia wnętrza. Prosiłyście o zdjęcia kości słoniowej – nie wiem jak bardzo będzie ona przypominała oryginał na Waszych monitorach ale proszę, starałam się uchwycić tak, żeby było porównanie z białym sufitem (na górnym lepiej widać odcień):

P1250653 P1250654

Znowu wygląda jak świeżo po wybudowaniu się ;)

Jak widać, nad oknami są otwory do przykręcania karniszy – jadalnia to jedyne pomieszczenie gdzie wiszą firany. Stół czeka obrus, który uszyję kiedy w końcu się tego nauczę :) Poza tym jest pusto, jak wszędzie ostatnio – odkąd Pszczoła zaczęła biegać i sięgać. Kwiaty podłogowe też pożegnały się z parterem bo Pszczoła lubi wygarniać ziemię. Poza tym stół w jadalni zajęty jest na codzień w połowie przez przewijak – najwygodniejsze miejsce na parterze, a trudno mi biegać za każdym razem z Pszczołą na piętro, gdzie mieści się jej pokój.

Trochę to chaotycznie opisuję ale wnioski są jedne – ciągle brak mi ciepła i przytulności, które widuję na zdjęciach żurnalowych. Mam pokaźny zbiór zdjęć wnętrz, w których czułabym się dobrze ale nie udało mi się do tej pory pogodzić inspiracji z praktyką. Lubię biele, jasne wnętrza, białe dywany i tapicerki. To na ogół nie idzie w parze z dziećmi i zwierzakami (chociaż perfekcyjna twierdzi, że białe grube obicia bawełniane świetnie się sprawują przy odplamianiu ;))

Dumam intensywnie nad dodaniem ciepła i ożywiającego koloru do tego pomieszczenia. Dumam nad rozmieszczeniem ram na ścianach (mamy ich bez liku i mgliste plany co do ich powieszenia). Stworzyłam sobie nawet taki kolaż zdjęć, które kolorystycznie mi odpowiadają, żeby się czegoś trzymać:

wybrane

wybrane1 Podoba mi się też to zestawienie, kolorystyczne, chociaż wolę górne jako cieplejsze:

P1250669 P1250670

Same “biele” też mogą być ciepłe (u mnie nieosiągalny efekt bo mam meble w brązie – zbyt nowe żeby je malować na biało ;) ):

P1250671

Jeżeli Was to interesuje mogę za jakiś czas zeskanować kilka wnętrz, które wyszperałam w gazetach i być może nimi też się zainspiruję – akurat temat po raz kolejny jest znowu u mnie na tapecie ;)

Dziękuję Wam wszystkim za troskę – zapewniam, że nie lekceważę niepokojących sygnałów, jakie daje mi organizm, oszczędzam nadgarstek jak tylko się da (między innymi wieczorne sesje drutowania zamieniłam na wieczorne sesje Heroes of Might and Magic, co spowoduje zapewne nadwyrężenie prawego nadgarstka) i jeśli do weekendu mi nie przejdzie na pewno w poniedziałek wybiorę się do lekarza.

Ps. Właśnie odebrałam zestaw dłutek do linorytu  – na razie miałam czas przetestować tylko najcieńsze – piękna cienka kreska która otwiera przede mną wiele możliwości nieosiągalnych za pomocą radełka :)

Update: Jeśli ktoś jest ciekawy jak to samo pomieszczenie wyglądało w żółciach to proszę tutaj są fotki tak bardzo archiwalne, że nie pamiętam co to są za firany ;).

24 komentarze:

Brahdelt pisze...

Ojejku, jak u Ciebie pięknie! Taką jadalnię mogłabym mieć, im bardziej zbliża się moment przeprowadzki do nowego mieszkania, tym bardziej źle się czuję w moim starym zagraconym, z brudnymi ścianami, ech...
Kontrast między bielą a kością wyszedł bardzo ładnie, a dodatki to Ty dobierasz całkiem nieźle, ten piękny różowy kwiat (orchidea?) stanowi miły dla oka element odmnienny kolorystycznie, rzeczywiście mogłabyś pójść w różowo-zielone dodatki - ramki do obrazków, serwetki, podstawki pod szklanki, misę z kolorowym potpourri.
Ja też będę miaął teraz minimalistycznie - bez dywanów, tylko terakota i panele, białe ściany, ale pewnie szybko na ścianach pojawią się kolorowe elementy zaburzające ten minimalizm. *^v^*
Skany inspiracji zrób, to bardzo ciekawe!

Karina pisze...

kolorek cudny... jadalnia wygląda świeżo..super...

Fiubździu pisze...

wolę bez dywanów, ale Kochany mnie przekrzyczał i mamy dywan.
Piękne masz to wnętrze (jadalnia?).

fanaberiapraga pisze...

Kolor przepiękny,uwielbiam go i sama namiętnie stosowałam:-)
Odkąd zaczęłam przeglądać skandynawskie blogi, przekonałam się i ja, że biel może być bardzo przytulna.

Kath pisze...

Co do koloru - sama go pokochałam i teraz tylko modlę się, żeby pasnetlowa orchidea mocno nie odbiegała (jak pisałam jest ciut ciemniejsza. Co do dywanów - uważam, że są takie miejsca gdzie się przydają, przy wypoczynku, koło łóżka w sypialni - tak po prostu milej i przytulniej. Co do jadalni - nie ma tu nic nadzwyczajnego ot pusty pokój który prosi się, żeby mu jakiegoś charakteru nadać. Jak teraz zerkam na fotki archiwalne to widzę, że chociaż pusto to o niebo lepiej. Odmiana zawsze się przydaje.
Brahdelt - każda Twoj wskazówka jako speca od spraw artystycznych jest dla mnie cenna :)
Basiu - to prawda, po tych skandynawskich blogach mam ochotę wszystko na biało przemalować. Ten wiklinowy kwietnik cudem uszedł wczoraj przed moim pędzlem. Zwyciężyły wzgledy praktyczne, jakbym to później wymyła? (lecę po sprzętach akrylem do ścian - wczoraj tak odżwierzyłam zakurzoną lampę ceramiczną.

lucille pisze...

ładny ten kolorek, podoba mi się. I ten róg nie-róg to ciekawe rozwiązanie.

Ja lubię dywany w wersji minimalistycznej lub jasne (popielate, kremowe) wykładziny - ale wtedy w wersji max.

W tych białych obiciach coś jest - kolorowych wybielaczem nie potraktujesz.

W kwestii dłutek... gdzie kupowałaś tusze? Bo właśnie naoglądałam się stempli w necie i czuję się mocno kuszona... jakbym mało miała technik...idę szukać mojego dłutka do skórek.

lucille pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Kath pisze...

Lucille - ten róg, nie-róg t taka sprytka techniczka żeby było gdzie rury poprowadzić (o ile pamiętam). Tusze kupowałam tutaj: http://www.scrapart.pl/index.php
A dłutka kupiłam na allegro (szukasz pod dłutka do linorytu, albo zestaw do linorytu). Koszt takiego zestawu z 5-cioma końcowkami to ok 20 złotych(można kupić i droższe oczywiście). Najostrzejsze dużo precyzyjniejsze od radełka ale najlepiej od niego zacząć - po co od razu kupować jak nie wiadomo czy się spodoba :)Na początek możesz testować stempelki na mazakach :)

Kath pisze...

Lucille - ten róg, nie-róg t taka sprytka techniczka żeby było gdzie rury poprowadzić (o ile pamiętam). Tusze kupowałam tutaj: http://www.scrapart.pl/index.php
A dłutka kupiłam na allegro (szukasz pod dłutka do linorytu, albo zestaw do linorytu). Koszt takiego zestawu z 5-cioma końcowkami to ok 20 złotych(można kupić i droższe oczywiście). Najostrzejsze dużo precyzyjniejsze od radełka ale najlepiej od niego zacząć - po co od razu kupować jak nie wiadomo czy się spodoba :)Na początek możesz testować stempelki na mazakach :)

lucille pisze...

Kasiu- bardzo dziękuję za podpowiedzi i wskazówki. Jutro napadnę papierniczy;)))

edi-bk pisze...

Faktycznie pięknie wygląda ta kość słoniowa. Ja mam teraz troszkę ciemniejszą, kremowa się nazywa. A z tą bielą to coś jest, ja zaczynałam od intensywnych barw a teraz wszystko maluję na coraz jaśniejsze, wczoraj kupiłam sobie piękną jasną narzutę i dywan też bym chętnie wywaliła bo przy moim Ignacym trzeba cały czas odkurzać... Wnętrza pokazuj jak najbardziej bo Ty masz zawsze jakieś fajne pomysły. Pozdrawiam cieplutko.

persjanka pisze...

no i jednak mialam racje z koscia sloniowa..nie jestem taka zachowawcza:)...prezentuje sie swietnie a wogole czuc przestrzen..pozdrawiam ania

magii66 pisze...

Wnętrze w nowym kolorze bardzo mi się podoba. Ja podobnie jak Ty kiedyś mam ściany w odcieniach żółci i miodu. Mam pytanie, ile warstw tej kości słoniowej położylaś na ściany. Nie wyobrażam sobie, że zmywaliście pierwszą warstwę.Ciepło pozdrawiam

Kath pisze...

Magii66 - dwie warstwy Dulux Once. Czym zresztą byłam niemile zaskoczona, bo niedawni zamalowywałam jasną zieleń i cytrynową zółć różem (też once) i wystarczyła jedna warstwa. Rekordową ilość wartsw kiedyś kladliśmy zamalowywując błękit pomarańczem - obrazilismy się wtedy na dekorala (chyba dekorala musiałabym się dopytać u Marcina) - 5 warstw!

Kocurek pisze...

Bardzo podoba mi sie ta Twoja kość słoniowa i powiem ,że chyba skuszę się na nią a reszta będzie w bieli.
Doskonałe pomysły wrzuciłaś , jest czym paść oczy:)))

Kath pisze...

Magii66 - jeszcze mi się przypomniało - gdybym wiedziała, że farba nie pokryje za pierwszym razem pomalowałabym pierwszą warstwę tańszą zwykłą biała farbą a na to dopiero Once.
Kocurku - Po "waszemu" to się nazywa ivory lace chyba, dumam gdzie tutaj ten słoń ;) Gazet wnętrzarskich naliczyłam u siebie 8 segregatorów, kiedyś mocno się tym interesowałam a net był tylko na modemie (albo wcale ;))

lucille pisze...

Ivory to kość słoniowa o ile mnie pamięć nie myli ;))

Kocurek pisze...

Tak ivory to kość słoniowa.Bardzo podoba mi się biel przedmiotów a ściany właśnie w takiej kości:)))
Jednak nie wcześniej tak zrobię póki Jula niewydorośleje(znaczy pójdzie do przedszkola) , wtedy będzie już troszkę mądrzejsza i chyba malować po ścianach nie będzie.
Nam wczoraj padał serwer , Janusz pół dnia i kawałek nocy spędził na jego reanimowaniu a i tak jeszcze nie wszystko chodzi jak trzeba.
Pozdrawiam
P.S Piękny storczyk:)))

magii66 pisze...

Bardzo. Dziękuję za podpowiedzi. Właśnie tak zrobię jak napisałaś. Po świętach wielkie malowanie... Pozdrawiam

Dajda pisze...

O matko, grasz w Heroes of M&M! Spędzałam przy tej grze godziny w czasach licealnych, ale potem gdzieś nam się płyta zgubiła i do tej pory się nie odnalazła. :( Do tej pory jednak zdarzają się komentarze, np. na widok jesiennego lasu: "to zupełnie jak w heroesach". Kośc słoniowa wygląda miło, ale przede wszystkim zachwyciły mnie okna w jadalni - moje marzenie to jest dom z wielkimi oknami i wykuszem, żeby tam jeszcze był niski parapet, na nim poduszki i ja z książką. Myślę, że wtedy nawet pespektywa mycia tego wszystkiego nie byłaby straszna.

Kath pisze...

Wiecie co, to już chyba nie te czasy - gra się fajnie ale to już nie ten dreszczyk i tak bardzo nie wciąga ale i tak fajnie sobie poprzypominać :)
Laura - apropos obrusa - właśnie wczoraj kombinowałam z materiałem który kupiłam na obicie do krzesła i spodobało mi się w roli bieżnika - zerknij sobie na linka do mojej starej jadalni - dorzuciłam fotki. Dobrze że się odezwałaś bo już się martwiłam .

Kath pisze...

Laura bo to nie obicie na te krzesła z jadalni (te zostawię białe bo mi się udało tapicerkę doprać. Maluję pobabcine krzesła na biało i dla nich będzie to obicie. Nie będą stały na codzień przy stole, tylko luzem. Materiał dorwałam w Leroy Merlin gdzieś zakopany na dolnej półce. Sakramencko drogi mi się wydał (prawie 6 dych za metr) ale okazało się, ze on taki szeroki jest, że spokojnie mogę go rozciągnąć na cały stół. Wracając do obić - planuję kiedyś uszyć pokrowce, miały być białe ale kto wie, może pójdę za Twoją sugestią i pojedynczy zrobię w kolorze kwiatów albo liści z bieżnika :)
Ja ze swoimi wpisem mam to samo - ile razy można pisać, że jest się w trakcie Scheherazade (która do czasu zblokowania wygląda nijako) - a dopiero półmetek minęłam.

Kath pisze...

Laura - cena powalająca ale okazało się, że ma szerokość 280, więc nie muszę nawet kupić metra i mam bieżnik za cenę poniżej 60 zeta :) Moje krzesło to lekka porażka bo mi coś przez farbę przebija ale chyba machnę na to ręką - ludziska przecierają, żeby na stare wyglądało to ja mam walczyć z jakimś przebarwieniem lekkim (zresztą przeabrwia na kość słoniową :)) Nie skończyłam z malowaniem i sprzataniem a wczoraj stawialiśmy pergolę nad tarasem (Marcin stawiał właściwie) - wiele srok za ogon, trudno będzie coś skończyć ;) Jak ja Ci zazdroszczę umiejętności szycia! Udało mi się jedynie zasłony skrócić ale mistrzostwo świata to nie jest. Dzisiaj sobie chyba coś dla kurażu strzelę nim zacznę się brać za ten bieżnik (bagatela, tylko podwinąć materiał)

Karolina Zarębska pisze...

Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.