Oj zwolniłam z robótkami. Dopadła mnie jakaś niemoc, sama nie wiem czy bardziej psychiczna czy fizyczna. Dłubię mgiełkę (która w czerwonej wersji wcale tak niewinnie nie wygląda) i sama nie wiem czy to kwestia cienkiej nitki, czy kręgosłupa, który w końcu mi się zaczął buntować, w każdym razie dopadają mnie jakieś dziwne zawroty głowy. Z tego tytułu drutuję oszczędnie i w krótkich sesjach.
Nie wiem, czy drutowanie "na okrętkę" będzie warte zachodu i ryzyka, jakie w nie włożyłam. "Zachód" polega na tym, że po dołączeniu rękawów do tułowia, prułam fragment dziergany razem, co najmniej trzy razy, bo się nie mogłam oczek nigdy doliczyć. Ryzyko z kolei jest takie, że poniewczasie mogę się przekonać, że reglan też będzie do prucia, bo trudno mierzyć sweter nanizany na żyłkę 80 cm w okolicach pachy :) A przewlekać oczek na dwie, czy nawet trzy pary żyłek mi się nie chce. W każdym razie jestem około 3 cm nad pachą i nadal nie mogę ocenić czy całość będzie zjadliwa czy nie.
Niedrutkowo natomiast dopadła nas klęska urodzaju w skali mikro. Posiadacze większych sadów uśmieją się tutaj zdrowo, albowiem w ogrodzie rodziców po cięciach sprowokowanych przez moją mamę ostała się tylko jedna wiśnia. Na tej wiśni złamała się jedna gałąź. W wyniku błyskawicznie podjętej akcji ratunkowej uzyskaliśmy około 6 kilogramów wiśni. Zazwyczaj wiśnie pakujemy w woreczki i wrzucamy do zamrażarki i na pewno tak się stanie z owocami z reszty drzewa. Co do wiśni zebranych wcześniej mam jednak plany bardziej rozrywkowe:
To będzie za jakiś czas nalewka wiśniowa:
to nalewka wiśniowa z pomarańczą i goździkami (właściwie jednym goździkiem):
a to wiśnie w rumie:
Niestety fotki robione są w kiepskich warunkach oświetleniowych, usprawiedliwiam się faktem, że to dosyć spore słoje i trudno z nimi biegać po domu:)
Niby 6 kilogramów wiśni to nie tak dużo, gorzej jednak, kiedy trzeba wpakować to wszystko do posiadanych słoików, do tego zasypać odpowiednią ilością cukru, a czasami jeszcze zalać rumem. Na szczęście poratowała mnie mama, zestawem słoi pozostałych po kiszeniu ogórków. Na szczęście również, nie zatrzymano nas podczas nabywania spirytusu, rumu, wódki oraz cukru :)
Wzorem bardziej doświadczonych blogowiczek (w klimacie nalewkowym piję tutaj do Brahdelt) postanowiłam odpowiadać na komentarze tutaj :
Brahdelt - póki co, tez sobie nie wyobrażam, żadnego innego koloru to tej bluzeczki ale nauczona doświadczeniem polskiego nabywacza włóczek postanowiłam najpierw znaleźć jakąkolwiek włóczkę, którą da się taką próbkę wydziergać, a później sobie ewentualnie powybrzydzać w kolorach ;)
Dagny - będę czekać chyba na Monikę. Czekać, bo za dużo włóćzek ostatnio kupiłam i zdecydowanie muszę przystopować :(
Herbatko - rozumiem i szanuję uczucia osobników umiarkowanie dzieciolubnych (sama tak miałam/miewam) dlatego staram się raczej umiarkowanie dręczyć fotkami Pszczółki. Zdarzało mi się być zaatakowaną grubaśnym albumem z tekstem "na pewno chcesz obejrzeć najnowsze fotki małego" ;)
Lauro - dżamperek jest niezawodny, automatycznie uruchamia u Majki funkcje skakania;) Co do próbek to robię je mniej więcej tyle razy ile razy o tym wspomniałam w blogu ;) Wygląda to z reguły tak, że macham tyle oczek ile trzeba na 10 cm, przerabiam ze dwa rzędy i jeśli próbka wychodzi biorę drutki rozmiar mniejsze. Jeśli chodzi o tę nieszczęsną bluzkę to zeszłam już do drutów 2mm i Kornelii i dalej mi nie wychodzi tyle oczek ile trzeba:)
Edi-bk - listkowe bolerko leży i czeka na lepsze czasy. Waham się bardzo, czy zostawić tak jak jest (luźne wdzianko) czy próć całość, i wykorzystać bordiurę do bardziej kusego wdzianka, które przestanie odstawać na plecach (zgodnie z Twoją teorią zresztą :))
Czarciku - zgapiaj schemacik ile wlezie, będzie mi bardzo miło :)
3 komentarze:
Zawsze się zastanawiałam jak to jest dziergać na okrętkę? Jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić, bez kłopotów (przynajmniej u mnie). Czekam na efekty, i mam nadzieje na zdjęcia form przejściowych robótki.
Naleweczki..... Mmmmmmmmmm.
Och, nalewki! *^v^* To ja za niedługi czas zrobię domowa wersję Baileys'a! ^^
A w ten weekend wyciągałam zeszłoroczne wiśnie z zamrażarki i gotowałam kompoty, pycha!
Ja się Majce nie dziwię, wsadzona w taką huśtawkę też bym od razu skakała! Ale niestety zauważyłam, że na stare lata popsuł mi się błędnik i już nie mogę się huśtać! Zgroza!...
Dziękuje bardzo za przyzwolenie :), a ten czerwony sweterek zapowiada się świetnie !!! Naleweczki z resztą też - mniam
Prześlij komentarz