piątek, 27 marca 2009

Tym razem uprzedzam

Najbliższy wpis może nieco odsunąć się w czasie. Zainaugurowaliśmy wczoraj sezon malarski (to znaczy Marcin napoczął sufity w pierwszym pomieszczeniu). Tajfun ma w planach objąć prawie cały dom, w związku z czym raczej nie będę miała siły na większe drutowanie wieczorami. Zaraz biorę się za pierwsze ściany (póki Pszczoła śpi).

Dodatkowo muszę zwolnić z dzierganiem bo strajkuje mi lewe przedramię. Może nie całe, tylko fragment za nadgarstkiem, ale złośliwie okazuje się, że właśnie tę lewą rękę nadwyrężam przy drutowaniu bardziej. Bo ból odczuwam od pół roku ale dopiero po ostatnich maratonach z Harmony dał mi się mocniej we znaki. W każdym razie mam stosować maść, zwolnić z robótkowaniem, a jak nie pomoże będziemy prześwietlać.

W Joyu pozostało mi podjechanie z prawym przodem od pachy do końca, zszycie całości i wykończenie dekoltu. Co później – nie wiem. Albo zamówię w końcu włóczkę na Rose, albo wezmę się za leżakującą Sheherazade. Albo zmienię zdanie i zrobię coś jeszcze innego ;)

Książki o szyciu, które kupiłam to Modne i proste szycie, oraz Szycie krok po kroku. Obie spełniły moje oczekiwania. Żadna z nich samodzielnie by tego nie zrobiła. Pierwsza wyjaśnia mi całą terminologię, podstawy a prócz tego właściwie dotyczy szycia wyłącznie ubrań (czego nie planuję w najbliższym czasie), druga zaś jest bardzo łopatologiczna, zdjęciowa i zawiera przepisy na te wszystkie najprostsze rzeczy które chcę uszyć w pierwszej kolejności – na przykład pokrowce na krzesła. Nawet do takich projektów muszę mieć wszystko łopatologicznie napisane – tak czuję się bezpieczniej :)

Dodatkowo trafiłam na fajnego bloga min o szyciu, którego podczytuję sobie od wczoraj i z którego na pewno zaczerpnę pomysł uszycia filcowych fasolek dla Pszczoły. Spodobał mi się też pomysł zdobienia na poduszkach. A kiedyś, kiedy będę już bardzo doświadczoną… szwaczką?? Wtedy uszyję sobie coś takiego ;)

colorwheel-774761

Drugi zestaw tuszy został rozwinięty z folijki i przetestowany na dwóch nowych stempelkach :

P1250631P1250627

Wiem już na pewno, że stempelki wciągną mnie na dłużej. To jest jak nałóg – wieczny głód świeżych gumek ;)

Update: Jak się robi takie supełki jak na poduszkach ładnie na zdjęciach pokazano tutaj – nawet ja rozumiem!

środa, 25 marca 2009

Nie zamierzam pisać codziennie ale lecz…

Miał to być tydzień odpowiedniej dawki płynów każdego dnia, będzie zaś tygodniem dostarczanych przesyłek :)

No chyba, że te przesyłki, które miały dotrzeć w tym tygodniu dotrą w przyszły, wówczas będę musiała wszystko odwołać ;)

Dotarła do mnie przesyłka Dagmary z kolejnymi próbkami bawełny (tymi od Pani Anny). Niestety ani zdjęć ani próbek nie zdążyłam jeszcze zrobić, dlatego napiszę o nich później. Dagmaro, jeśli tylko mam coś, czego byś chciała dotknąć to wiesz ;)

Druga przesyłka była bardzo tajemnicza – był to polecony, na którym zamiast Katarzyny była Karolina, nazwa nadawcy kompletnie mi się z niczym nie kojarzyła (polecony z resztą też, ja zamawiam wyłącznie priorytety). Po dokładnym obmacaniu koperty doszłam do wniosku że to tusze. Rozerwałam nieelegancko (bo w afekcie) i niespodzianka – jeden zestaw taki, jak zamawiałam, drugi inny. Nawet ładny ten drugi zestaw (a który tam nie jest ładny) no ale jednak miały być róże. Naskrobałam do sklepu, sklep szybko przeprosił i obiecał wymianę na swój koszt ale… no ale właśnie tak patrzę na ten drugi zestaw i patrzę i widzę, że też go chcę :) Więc naskrobałam raz jeszcze do sklepu z pytaniem czy już coś w tej sprawie robili, bo jeśli nie to niech zostanie jak jest. Mam nadzieję, że szybko odpiszą bo bym już chciała i drugiemu tuszowi rozerwać koszulkę :)

Teraz czas na zdjęcia (akurat wyszło słońce więc są). Najpierw Rain Forest:

P1250621-2

Nierozpakowany jeszcze Wood Grain:

P1250622

I pierwsze (naprawdę pierwsze) stempelki moimi pierwszymi (też naprawdę pierwszymi) stempelkami:

P1250619Dłubane tylko radełkiem do skórek, testowane na mazakach, wychodzi więc, że jeszcze sporo do poprawienia bo widzę, że zbyt płytko dłubałam. Do tego nie każda gumka się nadaje. Przykładowo kwiatek i ptaszek były na gumkach super tanich, które kruszą się podczas rzeźbienia stąd rozmazane kontury.Listek zaś i owad są dłubane na gumkach z wytłoczeniami, dlatego wzór nie odbija się równomiernie. Chyba sprawię sobie komplet dłutek do linorytu (cena kompletu na allegro dorównuje cenie wysyłki) tylko jeszcze powęszę, czy na pewno będą podobnego kalibru co zachodni Speedball.

Co mnie trochę zaniepokoiło – spodziewałam się, że gąbki będą ociekały tuszem. W każdym razie na fotkach reklamowych tak to wygląda – przesuwa się gąbeczką po papierze i zostaje mokra smuga. U mnie jest zaledwie efekt cieniowania. Tusze są zapakowane, tak że nie da się ich otwierać bez naruszenia foliowej osłonki więc chyba nie przeschły? Niestety nie znalazłam w krajowych sklepach uzupełnień do tuszy, sprowadzenie ich z zachodu będzie dużo droższe. Oby ten temat był mocno odległy w czasie :)

Spodziewam się jeszcze w tym tygodniu książek o szyciu oraz żywołownej myszołapki (miałam się tym nie chwalić, coby się ludzie ze mnie nie śmiali ale jestem niekonsekwentna – nie potrafimy przyłożyć ręki do śmierci zwierza, mamy plan wynieść go żywego na kompostownik gdzie będzie miał łakoci pod dostatkiem. Poza tym Marcin cieszy się, że już cieplej i mysz na dworze nie zmarznie).

O ile poranek zirytował mnie kolejną porcją śniegu o tyle po południu po bieli zostało zaledwie wspomnienie. Słońce grzało przyjemnie, było dużo cieplej wybrałyśmy się zatem (4 dziewczyny bo jedyny facet wracał dzisiaj później do domu) ponownie na łąkę. Uwielbiam te wyprawy bo Pszczołę interesuje na nich wszystko, nie ma niebezpiecznych miejsc, przestrzeń jest ogromna, można ja puścić samopas a samemu przycupnąć w słońcu i zanurzyć się w rozmyślaniach. Psy kopią dziury w poszukiwaniu gryzoni…

P1250134

Maja zachwyca się każdym patykiem i trawką…

P1250140

… a ja się relaksuję. Kogo zastanowi gustowne wdzianko Pszczoły wyjaśniam – to strój poligonowy, w którym można się wytarzać we wszystkim nie przyprawiając matki o zawał serca ;)

P1250138 Zdjęcia są z początku marca, ale co za różnica – raz śnieg jest za chwilę nie ma – kto by za tym nadążył ;)

Ps. Dzisiaj wysprzątałam kotłownię. Mam najgłupszą kotłownię pod słońcem. Kiedy budowaliśmy dom olej opałowy był znacznie tańszy. Wykafelkowaliśmy zatem wszystko na biało, a kotłownia jest przed piwnicami (idąc od części mieszkalnej) do tego bez okien. Stał sobie elegancki biały piecyk wyglądający jak większa pralka. Olej poszedł w górę (węgiel też zresztą idzie) trzeba było zmienić piec i efekt taki, że zaraz z klatki schodowej wchodzi się do kotłowni a za nią są dopiero piwnice. Mamy zapyloną klatkę schodową, zapylone piwnice i wszystko co w nich stoi, a jak się wynosi popiół nie ma jak wywietrzyć bo nie ma okna (no chyba że otworzymy piwnice wtedy dopiero wszystko tam leci).  W każdym razie zapakowałam popiół do wiader, odkurzyłam całość, wymyłam te białe kafelki i siedzę cicho i się cieszę bo Marcin myśli, że wieczorem będzie musiał to sprzątać ;)

wtorek, 24 marca 2009

Próbki Cashsoftu i Cashcottonu

Tak na szybciutko, póki słoneczko świeci, obfociłam próbki Cashsoftu ( kolor Monet -po lewej) i Cashcottonu (kolor Rose - po prawej): P1250593 Jeszcze raz cała grupa w towarzystwie Kidsilka w kolorze Ice Cream:

P1250604I jak? Zgodzicie się, że próbka po prawej wygląda apetyczniej i bardziej luksusowo ?

Kidsilka trochę mało widać więc jeszcze jedna fotka:

P1250606Do tego różu będę musiała trochę opalenizny złapać, ale warto bo kolor jest idealny. Kidsilk w tym kolorze też idealnie do niego pasuje. Joasia trafiła w dziesiątkę :)

Przy okazji ogłaszam dumnie, że akcja “pralnia” została zakończona:) Podłoga wyszorowana, miejsca tyle się zrobiło że można grać w ping-ponga ;) Nawet pralkę dopucowałam :)

Brahdelt – jeśli będziesz coś zamawiać w tym sklepie z tuszami daj znać jak przebiegła transakcja. U mnie strasznie się to ślimaczyło chociaż na moje pytanie, czy wszystko gra dostałam błyskawiczną odpowiedź. Zakładam, że rzeczywiście były obiektywne trudności, bo od momentu wpłaty czekałam tydzień na informację, że przesyłka została wyekspediowana (czyli do dzisiaj).

Czeremcho – w podobny sposób prostuję włóczkę, tylko z użyciem sokownika. Tym razem jednak od razu po zaprezentowaniu sweterka sprułam go i zaczęłam robić od nowa. Nie chciało mi się prostować bo dziewczyny czasem wspominały, że później po namoczeniu wszystko i tak się samo prostuje. To tylko kwestia dyskomfotu w trakcie robótki ;) Wiele razy zastanawiam się jakim cudem ludzie trafiają na mojego bloga (bo to jak ja trafiam na ich blogi to po części łancuszek linków, ale często też przypadek.

Persjanko – dla mnie kość słoniowa brzmi strasznie zachowawczo, dlatego usprawiedliwiłam się trochę tą pastelową orchideą ;) Ale kolor jest ładny, akurat taki na jaki teraz mam ochotę:)

poniedziałek, 23 marca 2009

Tak mnie trochę zniosło

Tak, to prawda – nadal akcja “sprzątanie”. Nie przez cały tydzień równie intensywnie, ale po kilku dniach spokoju chęci znowu wróciły. Żeby było śmieszniej poddasze-pralnia nadal nie została uprzątnięcia całkowicie ale tak to jest jak się sprzata na raty. Pierwsza akcja obejmowała to co widoczne na wejściu, druga szafki, trzecia – to co we wnęce (spooorej) za szafą. Za kazdym razem wygarniecie nowej partii rzeczy powodowało powrót do stanu wejściowego w części “na pierwszy rzut oka”. Dzisiaj wyniesiemy grupę “mama chce przygarnąć ale odwleka moment przygarnięcia” i w końcu temat zostanie zakończony.

Po drodze rozprawiłam się definitywnie z tematem “generalne porządki w kuchni”. Przyzwyczajenie się do kilku zmian w lokalizacji przedmiotów nie trwało długo. Znacznie trudniej przyzwyczaić się do blokad antypszczelich, które zamontowaliśmy we wszystkich dolnych szafkach i szufladach. Pszczoła nie rezygnuje i sprawdza każdą szafkę codziennie :)

Poza tym znosi mnie ostatnio trochę z tematów druciarskich w inne strony. Sporo czasu wędrowałam po blogach – wędrówki końca nie miały ledwo zobaczy się jeden, z niego mnóstwo odnośników do kolejnych miejsc.

Zaczęło się od Oli Smith i jej cudowności filcowo-magnesowo-stempelkowych. Są to takie obszary rękodzielnictwa, do których z jednej strony mnie ciągnie, z drugiej zaś waham się, bo trudno mi przyporządkować do nich odpowiednio praktyczne zastosowanie. Nie przeszkodziło mi to w wyprodukowaniu kilku stempelków z użyciem radełka do skórek i gumek do ołówków. Zdjęcia będą jak tylko marzec przestanie sobie z nami pogrywać (nie wiem jak u Was ale my tu od rana znowu mamy zmierzch).

Na razie testuję stempelki za pomocą mazaków ale dziś mają zostać wysłane do mnie te dwa cudne tusze (podobały mi się prawie wszystkie zestawy ale wydałabym majątek:()

Mam też  zachomikowane szkiełka w celu wyprodukowania magnesów chociaż odrobinę zbliżonych do tych cudeniek, które stworzyła Ola.

Śladem stempelków, w właściwie bardziej po sznurku, który wystawiła Ola Smith zawędrowałam na bloga Geninne. Tam już całkiem zachorowałam na stempelki a do tego wsiąkłam na dobre w całego bloga chłonąc zdjęcia pięknych akwareli, architektury i wnętrz. Nie tylko zresztą tego. Zatęskniłam za stylem życia, optymizmem i pogodą ducha jaka bije z tego bloga.  Podobnie było zresztą z tym blogiem, który wczoraj przewertowałam od deski do deski . W większości oglądałam tylko zdjęcia, czasem liznęłam nieco tekstu ale powiem jedno – zazdroszczę i też tak chcę. Może za wcześnie, może należy jeszcze się wczytać nim się człowiek zdecyduje. Ale to co widzę wygląda mi na życie w zgodzie z sobą, aktywne, pełne i szczęśliwe. Nieczęsto widuję takie blogi a chyba zacznę częściej takie czytać bo może będzie z nimi tak jak z Perfekcyjną? Może mnie na dłużej zainspirują? Oderwą od kanapy i telewizora ?

Nie skończyłam jeszcze generalnych porządków a już mi się zachciało malowania. To zapewne na fali remontu Brahdelt. Weszliśmy co prawda w tryb oszczędzania, ale Marcin po tygodniu moich wzdychań (nie wzdychałam do niego, w ogóle, tak tylko w eter wzdychałam) w końcu zrozumiał, że ta chwila nadeszła i nie ma sensu jej odwlekać. Malowanie będzie trwało dosyć długo (najwięcej damy radę zrobić w weekendy jeśli Pszczołę oddamy na przechowanie), będziemy musieli robić je etapami (na koniec zostawiamy salon i klatkę schodową – największe zmory do malowania). Tym razem wracam do bieli i jej pochodnych. Zakupiliśmy na początek “świeże ecru” i “kość słoniową”, która wygląda identycznie jak “pastelowa orchidea” (wszystkie Duluxu).

Co jeszcze… sami widzicie, że chaos mam w głowie i chaos wprowadzam do domu ;) Wyjęłam w końcu swoją maszynę do szycia i uszyłam pierwsze dwa woreczki na zabawki dla Pszczoły! Za nic ich nie pokażę :) Nauczyłam się wiele – przede wszystkim tego, że nic nie umiem i potrzeba mi łopatologicznych wskazówek w jakiej kolejności co robić, a do tego gdzie chować te miliony nitek :) Pszczole i Marcinowi woreczki się podobają i dobrze, bo w  najbliższym czasie tylko oni będą moją radosną twórczość oglądać ;) Zamówiłam dzisiaj fachową literaturę, żeby chociaż zacząć slangiem odpowiednim gadać.  Na razie na nic poważnego nie będę się porywać – trenuję na ciucholandowych prześcieradłach kupowanych na obrazy :) Minus kupna maszyny jest taki, że teraz rozczulam się nad każdą szmatką, którą normalnie bym wyrzuciła, bo przecież to może być materiał do trenowania ;)

Na koniec (wreszcie) robótkowo :) Kto patrzy na suwaczki (a wiem że są tacy) widzi, że Joya dłubię. Zatrzymałam się wczoraj na pachach więc większość gotowa. Nie wiem czy będę poprawiać rękawy żeby wzory się zgadzały. Na początku bardzo nie to raziło, teraz chyba wolę mieć je dłuższe, niż kuse ale zgodne wzorami. Joy robiony drugi raz prutego Australa nie wygląda najlepiej – z pofalowanej włóczki wzór wychodzi dosyć nierówno. Mam nadzieję, że długa kąpiel mu pomoże.

I najświeższa wieść – próbki :) Kocurkowi udało się zmusić moją lokalną pocztę do dostarczenia przesyłki w moje osobiste łapy :) Zatem nie musiałam czekać aż mama sobie przypomni, że coś tam dla mnie u niej leży i mam, cieszę się i nawet zdążyłam zrobić próbki z Cashcottonu (z którego Joasia robi sobie Rose), z Cashsoftu (z którego zaleca się robić Rose) i Kidsilka z którego Joasia będzie sobie robić do Rose falbanki.

Od wyjęcia próbek z koperty od razu wpadł mi w oko Cashcotton (chociaż mimo opinii Joasi trzymałam się tego,żeby kupićdo Rose Cashsofta). Po prostu wygląda szlachetniej. Nie traktujcie tego zbyt dosłownie ale Cashsoft trochę mi przypomina z wyglądu naszą Florę/Florię. Oczywiście to porównanie na wyrost, bo Flora to przecież czysty akryl, ale taka myśl przyszła mi do głowy. Ma lekki połysk, za to Cashcotton jest matowy, ale ma więcej puchatości – włoski angory wyglądają na nim fantastycznie. Kolor Cashcottonu jest cudowny – taki róż, który uwielbiam( obie też widzimy w nim nutkę wrzosu). Miziam się nim po szyi i nie czuję, żeby coś mnie gryzło. Cashsoft zaskoczył mnie odcieniem – myślałam że to będzie baardzo blady i mdły fiolet, a w rzeczywistości jest mocniejszy – chociaż nada mnie nie porywa. Kolor Kidsilka Joasia dobrała perfekcyjnie – zestawienie ogromnie mi się podoba. Zdjęć też nie robiłam bo kolory absolutnie przy tej aurze nie wyjdą. Podsumowując – w tej chwili odrzucam Cashsofta na rzecz Cashcottona (kiedy robiłam próbki zastanawiałam się czy nie Rose nie wyszłaby z Australa ;))

Zapewne zapomniałam o kilku sprawach, o których chciałam napisać – ale jak widać za dużo na raz bym chciała, a z tego zawsze chaos wynika. Muszę się jakoś zdyscyplinować ale to może od jutra ;) Dzisiaj jeszcze poszperam i się poinspiruję :)

niedziela, 15 marca 2009

Joy i …

Jak to jest, że jak sobie zaplanuję sesję i fotograf jest to słońca nie ma? Od rana leje i pochmurno. Czekać mi się nie chciało kolejnego tygodnia, zwłaszcza że kolej na rozbiórkę Joy’a - więc lecę hurtowo. Kolory traktujcie umownie chociaż o dziwo sama włóczka nienajgorzej się odwzorowała.

Obiecany Joy:

P1250492-1 P1250554-2 P1250497-1 P1250513-1

Jak widzicie wszystko gra, tylko jak się naciągnie sweterek, żeby guziki ładnie wyrównać to się z przodu robi lekka firanka.

W ramach bonusa Harmony:

 P1250416-2P1250428-2P1250445-1 P1250478-1

Rozmiar wyszedł idealny. Jedyne co muszę poprawić to podszyć lekko dziurki guzików bo trochę są za duże i je widać. Z szyciem francuza poradziłam sobie jak umiałam. Nie jest idealnie, ale szycie metodą taką jaką stosuję prze lewych oczkach podobało mi się mniej.

Na Harmony zeszło mi 7,5 motka Mississippi. Robiłam rozmiar xs bez żadnych zmian. Blokowałam tylko korpus – jak to wszystko namokło zrobiło się ciężkie jak cegła i niemiłe w dotyku. Po udeptaniu w ręcznik zrobiło się płaskie. Na szczęście po wyschnięciu odzyskało strukturę i miękkość. Nic się nie rozciągnęło. Nie zdążyłam zamoczyć korpusu na dłużej dlatego oczka nie miały czas popracować. Guziki przyszywałam chwilę przed sesją. Nad zestawieniami kolorystycznymi nie miałam czasu się już zastanowić więc wzięłam to co najbezpieczniejszego było pod ręką.

Apropos bezpiecznego – Fanaberio dokładnie tego słowa brakowało mi odnośnie czerwonych butów. Są bezpieczne (trąci nudą;) ale dzięki temu będę mogła założyć je do większej ilości zestawień niż planowałam. 

Ps. Na misiu ustawialiśmy balans bieli, zapomniał biedak umknać przed serią fotek. W profesjonalnej sesji brała również lampa garażowa, dzieki której sesja wogóle była możliwa ;)

sobota, 14 marca 2009

Seledyn a może lazur ?

Wypady do miasta są strasznie męczące :) Zawsze żal mi tracić przedpołudnie (zwłaszcza kiedy słońce w końcu wychodzi zza chmur) ale musiałam. Udało się kupić wszystko co planowałam :)

Po pierwsze należało kupić guziki do Harmony. Przysiadłam fałdów przez ostatnie dwa dni i skończyłam korpus. Byłby i rękaw, ale posiadana przez nas wersja Chłopców z Ferajny  jest niestety z napisami więc robiłam w wyjątkowo żółwim tempie.  Guziki do Harmony kupiłam takie:

P1250339-1  Całkiem nieźle wyglądał też z guzikami w kolorze szarawego piasku, ale mam tylko taki jeden, a w pasmanterii trudno by było znaleźć podobne.

P1250352-1

Przy okazji otrzymałam zaległy prezent od Marcina – szal, który z powodu koloru dawno temu wpadł mi w oko. Prawda, że bardzo w klimacie Harmony?P1250333

Może sobie padać ile chce, ja kolorystycznie siedzę już od dawna w lecie i tego będę się trzymać.

Znacznie więcej od guzików kosztowały mnie buty – poszła na nie lwia część zaskórniaków przeznaczonych na włóczkę. Czerwień jest zdecydowanie bledsza niż stronie Baty. Jakby lekko spłowiała i ceglasta. Brąz natomiast był kompletnie do bani – jakiś taki blady, niezdecydowany. Zupełnie mi nie podszedł. Zdjęć dzisiaj nie będzie bo po zimie moje nogi nie nadają się do pokazania.

Update: Obiecałam, że będę marudzić i zapomniałam, tak mnie te zakupy skołowały. Kto ma oczy wypatrzy jaki mi ten garter/francuz nierówny wychodzi. Najbardziej to widać z boków, gdzie sa dodawane oczka, ale i na równym “rozstępy” wychodzą. Boję się tego wszywania rękawów jak ognia ale – pomyślę o tym jutro!

środa, 11 marca 2009

Harmony - plisa

Ktoś jest ciekawy, jak wygląda plisa Harmony ? Oto połowa:

P1250326 W wersji napiętej na manekinie wygląda tak:

P1250322

Taka trochę Flinstonka z tymi ząbkami wychodzi ;)  Całość dłubię na drutach 4mm (zalecane 4,5) bo życie nic mnie nie nauczyło i wolę iść w stronę dopasowanego niż luźnego ;) Na oko wszystko będzie grało (niech mi ktoś przypomni, czy bawełna po praniu się kurczy czy przeciwnie i czy ta sama zasada dotyczy bawełny z akrylem?) – 6 motywów przeznaczonych jest zarówno dla rozmiaru xs jak i dla s.

Wzór plisy przerabiany jest dwustronnie (niestety) ale nie jest tak uciążliwy, jak się tego obawiałam. Filmu bym przy tym nie obejrzała, ale szybko to idzie, liczę że dzisiaj powinnam dobrnąć do końca. A później już nudy – sam francuz :) Obawiam się trochę zszywania francuza, zwłaszcza tak grubą nitką – będę musiała poszperać trochę za teorią, żeby to jakoś wyglądało.

A po buty najprędzej w piątek, a najpewniej w sobotę niestety :(

wtorek, 10 marca 2009

Cały weekend nie ruszyłam drutków

Szydełko owszem – powstał pierwszy różowiutki koszyczek.

Ostatnio rzadziej się odzywam, z wiadomych powodów, lecz plan robót na najbliższą przyszłość mam jasny i przejrzysty :) Przed chwilą dostałam przesyłkę z Inter-Fox’u z resztą Mississippi na Harmony. Za tę robótkę zabiorę się w pierwszej kolejności.

Jeżeli jutro słońce dopisze, postaram się obfocić Joy’a – ta robótka będzie druga w kolejności po Harmony.

Plan na dziś jest taki, żeby zabrać się za niego drutami 3,5, zrobić rozmiar większy (tylko korpus, rękawy są dobre), do tego zrobić go bezszwowo. To będzie improwizacja, nie mam pojęcia, czy większy rozmiar na mniejszych drutach da mi jakiś dodatkowy luz :) Miałam wielką ochotę zrobić Joya z bawełny Adriafilu, po pierwsze nie jestem jednak pewna czy jest ona grubsza, po drugie na zamówienie będę musiała trochę poczekać, do tego czasu mogę się z niecierpliwości wziąć za wersję z Australa ;)

Wieści Kocurka na temat Cashsoftu nieco ostudziły mój zapał do kupowania włóczki na Rosa, co nie jest pozytywne, albowiem środki nie wydaje na włóczkę mają tendencje do rozchodzenia się na jakieś bzdury i bycia podbieranym przez rodzinę gdy brak gotówki pod ręką. Poza tym wpadły mi w oko buty i inwestycja włóczkowa jest mocno zagrożona ;)

Jeśli już przy inwestycjach jesteśmy – nie widać tego jeszcze ale czeka mnie chudszy okres zakupowo-włóczkowy. Może nie będzie to aż tak zauważalne, ponieważ zapasów nagromadziłam sporo ale świadomość istnieje. Jeśli chce się jechać na wakacje trzeba to wziąć pod uwagę :)

Przed okresem chudym jednak wybraliśmy się do Ikei. Cel był zbożny – mieliśmy kupić blokady do szuflad i szafek (Pszczoła z coraz większym zapałem eksploruje otoczenie). Nim jednak dotrze się do blokad mija się mnóstwo innych pokus. Mieliśmy listę więc nie kupiliśmy nic nadmiarowego (no dobrze, nie kupiliśmy zbyt wiele nadmiarowego) mimo wszystko jednak wróciliśmy obładowani dobrem wszelakim.

Zbyt wiele ścian zbyt długo pozostawało pustych, mamy zamiar wybrać kilka zdjęć, wywołać je i zawiesić na ścianach. Kupiliśmy do nich piękne białe ramki. Szczególnie przypadły nam do gust głębokie, kwadratowe. Przytargałam też sporo segregatorów na czasopisma (wnętrzarskich mam całe 8 segregatorów), białe kubki i kilka białych doniczek (ukłon w stronę minimalizmu;)) . No i nadmiarowo i całkiem nieplanowo podkładki. Bo okrutnie mi się podobały, mam jeszcze takie i prezentują się świetnie, chociaż nie nadają się do każdego zastosowania bo są ażurowe. W końcu kupiliśmy i zawiesiliśmy półkę pod prysznicem. Podsumowując – z zakupów jestem ogromnie zadowolona.

Prace porządkowe postępują. Ponieważ rozpoczął się tydzień roboczy i jestem sama z Majką przeszłam na system półkowo/szufladowy. Jednorazowo miewam pół godziny/ godzinę na wysprzątanie czegoś – biorę się zatem za mniejsze jednostki. Wyznaczam sobie szufladę/półkę lub szafkę, wyciągam z niej wszystko i robię  porządek. Jeśli dobrze zaplanuję rozmieszczenie przedmiotów i będą one wracały na swoje miejsce niedługo powinnam mieć porządek w większości szafek.

Akcja jest zaraźliwa, do porządków włączył się Marcin – przedziera się przez stosy papierów, rachunków i innych dokumentów – przy okazji prostuje wszystkie zaległe sprawy. Udało nam się znaleźć na stronie gminy punkt bezpłatnie odbierający niepotrzebną/niedziałającą elektronikę. W sobotę udało nam się wywieźć  wszystkie stare obudowy, monitory (zalegały piwnicę od paru lat), cały niepotrzebny sprzęt i ogromne pudło starych kaset i dyskietek.  Niemal fizycznie czuję powiększającą się wokół mnie przestrzeń (chociaż do piwnicy opróżnionej z gratów jeszcze nie wchodziłam).

Zapomniałam, że przy okazji zakupów wypatrzyliśmy pisaki dla Pszczoły :) Akcja rysowania odbyła się od soboty kilkakrotnie – Pszczoła podchodzi do sprawy bardzo poważnie, a mnie przestało już walić serce ilekroć zjedzie mazakiem na stół, ubranie, twarz czy też wsadzi je sobie do ust – faktycznie da się je bez problemu zmyć.

P1250278P1250296P1250295P1250302

Pszczoła ubrudzona mazakami zachowuje się jak Lady Makbet – ciągle przygląda się dłoniom i pociera nimi próbując je wyczyścić:

P1250313

 

Całą sesję wrzuciłam do Pszczelego katalogu na Picassie i tam odsyłam amatorów tego typu rozrywki.

Upiekłam drugi raz ulubiony chleb Liski. Tym razem zdjęć nie ma bo chleb znikł. To chyba oznacza, że się udał :)

Na dzis już koniec, niedługo czeka mnie wyprawa na szczepienie Pszczoły. Dzisiaj będę wbijane dwie igły więc spodziewam się, że w okolicznych domach mogą pęknąć szyby.

No i zapomniałabym jeszcze więc mały dopisek – zakochałam się wczoraj w tych butach i kombinuję jak koń pod górkę jak je mieć i czy je wogóle mieć!

420112 

Są jeszcze brązowe, rozsądek podpowiada, że brązowe byłyby nawet uzasadnione, ale serce wyrywa się w kierunku czerwieni!

piątek, 6 marca 2009

Wielkie prucie

Wyrwałam się wczoraj z mamą (i Pszczołą oczywiście) do ciucholandu. Amoku dostałam przy swetrach, za zawrotną kwotę 7 złotych przywlokłam do domu 5 swetrów z czego jeden już jest w tej postaci:

P1250173-1 Piękny blady róż, aż żal bierze że włóczka nadaje sie tylko na koszyczki. Z drugiej strony w jakim cudnym kolorze będę miała kolejnych x koszyczków :) Reszta swetrów w kolorach białym i naturalnym. Ciekawe, że właśnie tak mi się kojarzy lato, skoro za oknem jeszcze gdzieniegdzie białe plamy śniegu leżą.

Zabrałam się dzisiaj za zszywanie Joy’a. No cóż. Po raz kolejny potwierdza się moja fiksacja – nie potrafię zrobić luźnego swetra. Joy wyszedł bardzo przy ciele. Ponieważ włóczka jest dosyć cienka, a przerabiana na drutach 4mm – zapięcie się na wszystkie guziki plus tło inne niż biel i sweterek zaczyna prześwitywać. Do tego oczywiście jest kusy. To ostatnie akurat przewidywałam, za to pierwszego nie bardzo – specjalnie zamiast xs przerzuciłam się na s-kę i przy blokowaniu wszystkie wymiary wydawały mi się w porządku. Dodatkowo po zszyciu motyw na rękawach nie zgrywa się z motywem tułowia – wypada spruć główkę, podpruć kawałek rękawa i tę odrobinę przerobić. Dobrze zgadujecie, że w tej chwili to ja mam motywację, żeby spruć wszystko i zrobić całość z innej włóczki :) Grubszej najlepiej.

Z pozytywów – w wersji rozpiętej sweterek prezentuje się uroczo. Nawet jak ten egzemplarz diabli wezmą to i tak go zrobię z czego innego :)

Napoczęłam też nowy projekt. Potrzebowałam czegoś nieskomplikowanego do wieczornego oglądania “Budząc zmarłych” (polecam, przedwczoraj dawali 2 odcinki na jedynce, mam nadzieję puszczą całą serię). Zabrałam się zatem z Mississippi za Harmony. Miałam zacząć od plisy, żeby zorientować się, jak to będzie wyglądać. Oczywiście nie zaczęłam od plisy tylko od rękawa. Co jest podwójnie nierozsądne, jako że wg moich obliczeń, na sweter potrzeba ponad 10 motków, a ja właśnie wykupiłam w Inter-Fox’ie ostatnich 9 (co z moim daje 10 – obliczeniowo nie wystarczy, teoretycznie starczy, z mojej praktyki wynika, że zostanie mi pewnie połowa ;)). Kawałek robótki nie wygląda może zbyt spektakularnie ale za to bardzo apetycznie:

P1250177 Przy okazji zamówień w Inter-Fox miałam dzisiaj mała dawkę emocji – dwa dni temu złożyłam zamówienie i dziwiłam się trochę, że zamówienie ciągle nie zmienia statusu. Dzisiaj rano trach – status zmieniony na zamknięty. Dawaj sprawdzać przelewy, wysyłać potwierdzenia przelewu i prosić o blokowanie włóczki do czasu wyjaśnienia sprawy. Widzicie co z człowiekiem robią te kursy walut – stracha miałam, że mi ktoś sprzątnie resztę tego koloru :) Na szczęście sprawa została szybko wyjaśniona, zwykły ludzki błąd, klepnięta nie na opcja. Pani z Inter-Fox szybko zadzwoniła i wyjaśniła sprawę – ufff motki moje!

wtorek, 3 marca 2009

Pucu, pucu, chlastu, chlastu

Aktualnie mamy marzec, więc mogę już nazwać swoją domową akcję porządkami wiosennymi? Nadal tkwię w pralni ale to już jej ostatnie podrygi – zostało wygarnięcie rzeczy zza szaf (mamy tam wnękę), powywożenie rzeczy, których nie można wyrzucić i pooddawanie książek do bibliotek (zakładam, że stare skrypty z ekonomii nikomu się już w domu nie przydadzą ;))

Staram się trzymać kolejności w sprzątaniu chociaż trochę się rzucam z miejsca na miejsce.  Kiedy plecy bolą kładę się i selekcjonuje czasopisma albo przetrzebiam jakąś szufladę. Wpadam w taki ciąg raz – dwa razy do roku ale jak mnie złapie to trzyma długo. Marcin też się wciągnął (w miarę możliwości bo wraca dosyć późno) i efekt napadu na pralnię jest taki, że udało nam się do zera opróżnić 4 szafki! Gnieździły się w nich wcześniej “pamiątki o znaczeniu emocjonalnym" typu stare czasopisma płyty, figurki i inne bzdurki. Przeznaczyliśmy sobie po jednym pudle na tego typu pamiątki – to pomogło w pozbyciu się tego co mało istotne.

Mam tendencje do rzucania sie po całym domu w trakcie sprzątania. Zaczynam w kuchni, brakuje mi szmatki która jest na piętrze. Idę na piętro, widzę że kwiatek nie podlany – zaczynam podlewać kwiatki. Przy trzecim kwiatku widzę paproch – łapie odkurzacz albo mopa i zaczynam  wycieranie podłóg. Efekt taki, że padam na nos, niby dużo zrobione a wszystko rozgrzebane. Teraz staram się trzymać jednego zadania. Odkładam tylko to co wymaga do pomocy Marcina.

Prócz porządków staram się (znowu) popracować nad aranżacją mieszkania. Tyle lat juz tu mieszkam a ciągle są rzeczy wymagające dopracowania. Tyle pustych ścian w dużym pokoju.  Miałam zawiesić kilka obrazów, kupiłam w tym celu w sobotę szablon (żeby motyw się powtarzał). Niestety rozmiar płótna (sami zbijaliśmy i obciągaliśmy prześcieradłem) nie pasował  mi do żadnej płaszczyzny. Zdecydowałam się popracować szablonem bezpośrednio na ścianie. Żeby nie było całkiem płasko – przyklejałam szablon taśmą do ściany i zamiast farby nakładałam cienką warstwę gipsu szpachelką. Po lewej test na płótnie, po prawej część kompozycji na ścianie (przed malowaniem):

P1250091_1 P1250064  

Teraz zastanawiam się, na jaki kolor to pomalować (gips jest blago szary, tło blado żółte więc wzór widać bardzo słabo). Rozwiązanie jest tymczasowe – najpóźniej za rok czeka nas malowanie pokoju (to zależy od tego jaki etap brudzenia ścian osiągnie Pszczoła) a zatem i powtórka z nakładania szablonów. Z zakupu szablonu jestem zadowolona – udało mi się wybrać chyba najspokojniejszy, dający sporo możliwości – można przecież odbić motyw (albo jego fragment) nie tylko na ścianie, ale i na starej lampie, wazonie. Jest na tyle spokojny, że nie będzie się kojarzył ze ścianami zdobionymi wałkiem (moja mama: tylko tyle tego? nie będzie na całej ścianie?).

W ten weekend przytargałam w końcu do domu maszynę do szycia. Zdecydowałam się na niemal najtańszy model w sklepie. Nie zamierzam szyć ubrań, nie wiem czy będę używać jej często, chcę się nauczyć podstaw zatem nie warto mi inwestować w coś drogiego. Za mną pierwsze uruchomienie (ale się naszukałam wajchy do opuszczania stopki!) i pierwszych kilka ściegów.  Kolejny krok w weekend – kiedy będzie więcej luzu :)

Udał mi się w końcu zakwas! Na tyle pięknie rósł, że zabrałam się wczoraj za pieczenie ulubionego chleba Liski :) Nie wszystko szło zgodnie z planem. Mam wrażenie, że za chłodno miałam w nocy w domu i zaczyn nie wyrósł jak trzeba. W efekcie po dorzuceniu reszty składników wyszła mi twrada gliniasta gula, która po godzinie kompletnie nie wyrosła. Dolałam nieco wody, rozrobiłam jeszcze raz i zostawiłam na kolejną godzinę. Było juz lepiej chociaż nie idealnie. Po przełożeniu do foremek chleb nie wyrósł za mocno, ale nie jest zły :)

P1250074

Smakuje nam, a to chyba najważniejsze. Przy kolejnym podejściu zastosuje metodę wypracowaną przy zakwasie – nagrzeję lekko piekarnik, wyłączę i wstawię do niego to co ma wyrosnąć – zakwas w takich warunkach wyrastał mi jak złoto więc z chlebem powinno być podobnie :)

Przy okazji wdepnięcia na tematy kulinarne – coraz bardziej skłaniam się ku dużym zmianom w naszych przyzwyczajeniach żywieniowych (nie bedę ukrywać, że fotki, którymi Brahdelt drażni ostatnio moje ślinianki mają tutaj spory wkład). Żywilismy się do tej pory skandalicznie i monotonnie. Ponieważ nie damy rady zrobić tego za jednym zamachem wprowadziliśmy zasadę, żeby raz w tygodniu spróbować nowej potrawy. Mam nadzieję, że wyjdzie nam to na zdrowie ;)

Robótkowo – ha!- zaskoczę Was. Robótkowo wcale nie jestem w lesie. Mam skończone rękawy (dwa), i w zasadzie skończone plecy i jeden przód.

P1250084 Brakuje mi dosłownie kilku rzędów, a to dlatego, że opis Kim budzi we mnie zdumienie. Na rysunku Joy ma wysokość 53 cm, zaś opisu wynika że wysokość do pachy ma mieć 38cm, zaś od pachy do miejsca kształtowania ramion 22,5 – nie wiem jak Wam, ale mnie się to nijak nie zgadza (no chyba, że nie opanowałam umiejętności czytania ze zrozumieniem). Chyba poprzestanę na standartowej wysokości pachy – 17,5 – 18 cm. Oczywiście znowu mi zostanie włóczki. Z obliczeń wynikało, że wystarczy mi 7 motków, dla pewności kupiłam 8 (bo ten Astral tak znika z półek, że aż strach).

Donoszą mi tutaj, że w najbliższym czasie czekają nas spore opady deszczu. Na wypadek gdyby okazało się to prawdą zalecam zaaplikowanie sobie pewnego utworu (w prawym górnym rogu), który udostępniam specjalnie na tę okazję :)