Chyba długo nie pisałam. Miałam nie pisać, póki nie będzie nic sensownego do pokazania, ale to by trwało dosyć długo. Nie dlatego, że nie dziergam (czy jest w ogóle taki stan "niedziergania" ?), wręcz przeciwnie - dziergam w kółko, tyle że nieefektywnie.
Jak wspominałam wcześniej Manon praktycznie sama schodzi z drutów (podobnie jak wcześniej Lotos), w dwa dni doszłam do takiego etapu:
Ładnie wygląda - prawda? Tyle, że za szerokie i to sporo:
Byłam nawet skłonna założyć, że to w końcu wdzianko na chłodniejsze dni, jak się coś pod spód włoży to będzie wypełniacz ;) Były to jednak założenia desperackie, wiedziałam, że nie ma sensu ciągnąć dziergania dalej. W takim pesymistycznym stanie ducha wybrałam się w akompaniamencie grzmotów, świszczącego wiatru i wściekłego bębnienia kropli deszczu w dach samochodu, na wesele do kuzynki Marcina.
Wyjazd dał mi pewien dystans do nieudanego projektu, postanowiłam podejść do niego jeszcze raz (znowu podobnie jak wcześniej Lotos), z cieńszymi drutkami i inną włóczką - Loreną. Nad Loreną wisi klątwa jakaś, więc nie wróżę projektowi sukcesu.
W jeden dzień zrobiłam sobie powtórkę z rozrywki - tj. peplum - różnica w gabarytach zadowalająca:
Teraz lecę nudniejszą część, czyli górę i marudzę sobie w międzyczasie. A bo Merino to była jakaś konkretna włóczka, a Lorena to taka mięciutka "szmatka". Bo Lorena z odzysku, więc oczka nie takie równe etc etc.
Na chwilę obecną mam zakończone plecy - pozostaje dorobić przody i rękawy:
Jak widać z przodu ściągacz "paska" i przodów nie trzyma się tak ładnie jak przy wersji z Merino - włóczka jest zbyt miękka :(
Przyznam się teraz ze wstydem (chyba już bardziej publicznie nie można) - w zeszły piątek zobaczyłam książkowe wydanie Perfekcyjnej.... w różowej okładce. Źle napisałam - przyznaję ze wstydem, że ją kupiłam :) Połknęłam książkę w jeden wieczór, powtórzyłam lekturę dnia następnego, co bardzo podniosło moje morale(wiem, że kiwacie teraz z politowaniem głową). Uzbrojona w spryskiwacz z roztworem octu i soku z cytryny szturmuję chwilowo kuchnię (Marcin dostał zadanie zdobycia boraksu). Nie wiem, czy książkę można polecać, wiem że mnie się podoba. Bardzo przyjemnie się ją czyta, nie ma tego, co mnie w tego typu książkach męczy - wielkie rysunki, monstrualna czcionka, ogromne marginesy.
Marcin twierdził, że nawet jeśli nabycie tej książki zakończy się na jednych gruntownych porządkach to i tak się opłaca ;)
Chciałabym w tym miejscu zaznaczyć, że nie jest to jedyna książka jaką ostatnio nabyłam/przeczytałam - żeby nie było, że kompletnie zdziczałam na tym wychowawczym ;)
Brahdelt - dobry pomysł na wcięcie w talii, dokładnie w tym kierunku kombinowałam. Chcę uzyskać coś przejściowego pomiędzy wersją oryginalną, a wersją Maymay. Ona kombinowała z rzędami skróconymi na etapie "paska".Ja wykonałam dół standardowo, zakłądając, że pasek ze ściągacza jest najwęższym miejscem, a po przejściu do części gładkiej zmieniłam druty na 4mm.
Dagny - ano często korzysta z tych trójkącików, a dokładnie ten sam motyw miała w jednym białym golfie.
Fiubzdziu - zaczęłaś dłubać te koszyczki? ;)
Ps. Strasznie mnie już skręca, żeby sobie kupić nową włóczkę :(
5 komentarzy:
bardzo ładne toto. Nie wolałaś spruć i zrobić jeszcze raz?
Oczywiście, że nie zaczęłam jeszcze robić koszyczków, bo:
a) nie mam odpowiedniej włóczki
b) nie mam odpowiedniego szydełka
c) nie mam gdzie ich postawić :/
d) męczę się z wdziankiem dla mamy
e) frustruje mnie szal, który zaczęłam i który prułam dwa razy i dalej nie wiem co z nim zrobić
"Nad Loreną wisi klątwa jakaś, więc nie wróżę projektowi sukcesu." - nie ma to jak pozytywne nastawienie do projektu!... *^v^*
Też bym chyba optowałam za spruciem wersji Merinowej i zrobienie jeszcze raz, skoro Lorena tak niesfornie się zachowuje.
Chyba też powinnam kupić tę książkę, mojemu mieszkaniu przydałoby się chociaż jedno gruntowne sprzątanie, ech... =^v^=
Ja tam nie wiem czy jakakolwiek ksiazka moglaby mnie zagonic do takiej roboty ... ;-P
ja tez mam watpliwosci czy ksiazka mi pomoze...hmm raczej wpedzi w poczucie winy ile rzeczy powinnam a nie zrobilam:)..ta zielen bardzo ladna..pozdrawiam ania
Ilekroć wchodzę na Twojego bloga nie mogę się nadziwić jak piękne, gustowne i dopracowane są Twoje prace. A Ty jeszcze śmiesz marudzić... ;)
Ale jeszcze bardziej podziwiam, że niemal natychmiast podjęłaś drugą próbę!
Co do książki - znając moje nastawienia pewnie bym przeczytała, pozachwycała się sposobami, a wszystko skwitowała refleksją "kurcze, ludzie to mają problemy, zamiast zajmować się prawdziwym życiem" :)
Prześlij komentarz