http://farm3.static.flickr.com/2171/1940366807_3aebb1080f_o.jpg
Wyprawiłam się wczoraj "do miasta" w poszukiwaniu ciemnobrązowej włóczki.
A pasmanteriach zawsze wpadam w amok, zapominam po co przyszłam, wychodzę z torbą nie wiadomo w jakim celu kupionych włóczek.
Tym razem wyszło całkiem nieźle - kupiłam to co trzeba, plus coś, czemu nie mogłam się oprzeć:
800 g Liwii (to moja pierwsza włóczka z wełną, która na pewno będzie gryźć, ale kolor ma fantastyczny, więc warto się poświęcić). Ilość przesadzona, bo jeszcze w pasmanterii zakładałam, że zrobię długi rękaw, teraz powoli skłaniam się do wersji z krótkim, ale...kto powiedział, że od przybytku głowa boli ;)
Ten drugi kłębuszek to Kotek (400 gram kupiłam) w kolorze, co do którego mogę tylko powiedzieć, że "trąci różem". Mąż stwierdził że to kolor koktailu truskawkowego, a ja jak sie teraz przyglądam, stwierdzam że owszem - koktailu być może, ale malinowego - w każdym razie kolor apetyczny i należało koniecznie go mieć. Mam nawet pomysł co z Kotka wydłubać - marzy mi się model nr 1 z Vogue Knitting Spring/Summer 2003:)
Tymczasem z Liwii wczoraj wieczorem, wydłubałam tyle:Warkocz wg wskazówek Fiubzdziu, "część gładka" wg podszeptu Klary. Po ostatnim topie robótka drutami 5,5 idzie piorunem, aż miło :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz