Z obaw, że włóczki zabraknie otarłam się o zaskoczenie, że mi włóczka jednak zostanie.
Nie na długo jednak - wczorajszy, pierwszy etap dłubania bordiurki zaskoczył mnie zupełnie - nie przyszło mi do głowy bowiem, że zejdą mi na nią aż dwa motki :) ciemniejszy na bordiurkę warkoczową - zostało tyle, że nie warto było robić zewnętrznych "dzwonków". Naruszyłam więc żelazny zapas w postaci jednego motka przeznaczonego na rękaw.
Rzecz jasna nie należało tego robić, ale ciekawość mnie paliła, czy wdzianko zacznie wogóle jakoś wyglądać. Wygląda póki co tak (zdjęcie rozjaśnione wyostrzone i co tam jeszcze - z powodu dwudniowego załamania pogody):
Brakuje: rękawa, dzwonków z tyłu (i na dole i u góry), jednej dziurki na guzik (poniżej tych dwóch), no i co najważniesze - brakuje włóczki na to czego brakuje.
Nadmiarowo natomiast posiadam milion nitek pochowanych dyskretnie w czeluściach żakietu, których nauczona doświadczeniemchować na razie nie będę (a nuż odcienia nie dostanę trzeba będzie wrócić do wersji rękawa 3/4 i szukaj później nitek które sprytnie pochowałaś).
Mimo wyżej wymienionych problemów jestem z robótki zadowolona :) Zaczęła wyglądać na tyle nieźle, że chyba ją dokończę i kto wie - może nawet założę :)
Co w planach - jutro spodziewam się milutkiej paczuszki z Interfox-u z bordową Merino (na płaszczyk) - to pozwoli mi przetrwać do najbliższego rekonesansu w poszukiwaniu brakujących motków Liwii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz