czwartek, 30 kwietnia 2009

Wszyscy prują Joy’a ;)

Pruję i ja! Mogłam jakoś dawkować emocje ale to najświeższy news i właściwie mnie bawi :) No bo czego Katarzyna mogła się spodziewać biorąc do większego rozmiaru mniejsze drutki? Pojęcia nie mam co sobie wyobrażała wiem natomiast co uzyskała – owszem sweterek jest tak samo obcisły jak był – ale za to jeszcze krótszy :) Nie musicie mnie żałować bo jakoś wcale mi smutno nie jest. Zastanawiam się tylko czy trzeci raz robić Joya z Australa (chciałabym, tylko w który rozmiar teraz uderzyć? ;) czy czekać na inną włóczkę (chcę z Australa Joya mieć!). Niezmienne pozostaje jedno – pierwsze rękawy w rozmiarze S są idealne :)

Pusto się zrobiło w moich robótkach prawda? Dwa marne paseczki, na których ukończenie pomysłu nie mam. Pszczele coś nie zostało sprute tylko właśnie schnie:

P1260434

Nie wiem kiedy z Pszczołą zaprezentujemy nasze wdzianka na ciele – ja wybitnie nie mam nastroju, jej zapytam kiedy się obudzi (sypia ostatnio jak suseł).

Pojęcia nie mam też co dalej – może wezmę się za bary z niedźwiedziem ale z drugiej strony pomysłu ciągle nie mam co z nim zrobić więc może nie będę sobie psuć długiego weekendu? :)

Ps. W przyszłym tygodniu być może dotrze włóczka na Clapotisa

wtorek, 28 kwietnia 2009

Nowości :)

Po pierwsze i najważniejsze – dzisiaj został otwarty sklepik internetowy Laury:

sheep2Aa

Zachęcam do eksplorowania nowego źródła włóczek i kordonków :)

Długie ostatnio robię sobie przerwy miedzy kolejnymi postami, głównie za sprawą pogody, która każe wyjść na dwór i zająć się zewnętrznymi sprawami :) Nie bez znaczenia jest również fakt, że sezon grzewczy ma się powoli ku końcowi (trzeba oszczędzać opał bo kto wie jaką cenę osiągnie w tym sezonie) i na dworze jest zdecydowanie cieplej niż w domu :)

Jeśli już zaglądam na sieć to pochłania mnie mój nowy nałóg – strona Everyday Minerals. W kwestiach makijażowych jestem niemal kompletną ignorantką, ale jakiś czas temu wybrałam się do jednej z lokalnych perfumerii na konsultację w kwestiach makijażowych (takie spontaniczne szaleństwo). Panie kusiły kosmetykami z wyższych półek i chętnie bym im uległa gdyby nie to,  że większość zaskórniaków przeznaczyłam na włóczkę  (notabene w końcu mają ją na stanie i właśnie dziś dostałam informację, że wysłali). Zamiast kompletu tapetowego kupiłam tylko podkład a po powrocie zagłębiłam się w sieci w poszukiwaniu opinii na temat tego co kupiłam.

No i przypadkiem wpadłam na temat kosmetyków mineralnych (na Wizażu) – czytałam, czytałam, wyczytałam o darmowych próbkach (płaci się za przesyłkę). Zamówiłam sobie te próbki, przetestowałam sobie te próbki. Zapragnęłam więcej próbek – zamówiłam kolejne i czekam. W międzyczasie maziam się tymi proszkami i jestem zachwycona bo niby makijaż jest ale go nie ma. Nie ma maski a człowiek czuje się jakiś taki ładniejszy. Przez pierwszy dzień chodziłam i zastanawiałam się czy faktycznie róż widać czy tylko sie zarumieniłam ;) Nie kierujcie się proszę, moją opinią w tej kwestii – lepiej zerknijcie sobie na obszerne wątki na wizażu (kto wygugla „everyday minerale” temu w pierwszych linijkach powinny się tematy wizażowe pojawić) tam wypowiadają się te, co do niejednego słoiczka zaglądały i mają z czym porównywać. Mnie podoba się to, że makijażu nie czuję (jestem z tych co czują wszystko, nawet krem). Ale na pełne testy trzeba mi Bedzie jeszcze sporo czasu, warunków ekstremalnych i kolejnych próbek :)

Skończyłam Not-So-Shrunkena  :) Przed chwilą doszyłam guziczki (planowałam białe ale pod ręką były tylko srebrne a do pasmanterii dzisiaj mi nie po drodze). Do pełnego TADAM! potrzebne jest jeszcze blokowanie bo sweterek nieco pomięty jest. A falbanki wyszły wybujałe oj wybujałe :) Wczoraj zastanawiałam się czy nie będą wyglądać przesadnie ale chyba nie – wszystko leży jak trzeba, nic nie jest za ciasne, nic się nie rozłazi – w sam raz!

P1260430-3P1260428-1  P1260429-1 P1260432-1

Jedyne ale jakie mam to ostatni (najniższy guzik) – miał być niemal przy samej krawędzi (nie wg opisu tylko wg mnie) – usunęłam bo nigdy takich guzików nie zapinam – lubię jak dół jest rozpięty. „Ale” jest takie, że kiedy zakładam sweterek na siebie to na dół (sama końcówka) tak nie przylega tylko falbana go lekko wykręca. Może po blokowaniu problem (nie taki znowu wielki) zniknie.

Not-So-Shrunkena robi się od początku do końca relaksacyjnie. Można sobie pozwolić na swobodę modelowania, można sobie zrobić pachę większą czy mniejszą. Można po drodze przymierzyć, podpruć lekko kiedy za długie. Wykończenie też jest bardzo przyjemne – zarówno podszywanie plis (czego się bałam) jak i falbanki to przyjemna robota w sam raz do TV. 

Szkoda, ze miałam motki Australa z wiązaniami w trakcie motka – trudno przewidzieć, że będzie, wypada taki w środku rządka i trzeba go będzie teraz jakoś przyszyć, żeby się na prawą stronę nie wysuwał. Szkoda, że gładki prawy nie wyszedł mi taki równy jak w innych robótkach – mam nadzieję, że blokowanie cos tutaj poprawi.

Pomarudziłam sobie, żeby było jak zawsze ale prawda jest taka, że sweterek wyszedł idealnie taki, jak chciałam. Będę w nim chodzić chyba na okrągło i zrobię sobie chyba jeszcze co najmniej takie dwa :)

Kocurku – bardzo dziękuję za przyznane wyróżnienia. Niezmiernie mi miło :)

Update: Zapomniałam napisać, że na sweterek zużyłam mniej więcej 6,5motka Australa (na drutach 3,5 mm).

środa, 22 kwietnia 2009

No nie mam pomysłu na tytuł

Nie idzie mi to zużywanie Australa, oj nie. Liczyłam, że ten sweterek będzie mniej kusy, zużyję więc prawie wszystko z zachomikowanego Australa (do tej pory zostawały mi po dwa, trzy motki). Tymczasem na to, co mam wyprodukowane na dziś zeszły całe 3 motki i tyle czwartego ile widać:

P1260424 P1260426

Pociągnę jeszcze do samego dołu manekina i zabiorę się za rękawy. Wydaje mi się, że rozmiarowo trafiłam w 10-tkę. Leży idealnie chociaż podwijające sie krawędzie mocno utrudniają przymiarki. Wiadomo, że cały efekt zobaczę dopiero po zrobieniu falbanek, więc muszę uzbroić się w cierpliwość. P1260427

Ten sweterek to czysta przyjemność, gdyby program TV dopisał miałabym pewnie więcej – a tak odsypiałam weekendowe szaleństwo malarskie (które zaowocowało nowym tłem fotek ).

Akcja  - malowanie dużego pokoju przebiegała zdecydowanie lżej od wcześniejszych. Byłoby zupełnie relaksacyjnie gdyby nie to, że po nałożeniu drugiej warstwy farby, wymyciu podłogi i mebli i wyniesieniu folii okazało się, że jednak potrzebna jest trzecia warstwa (nie rozumiem tego, do tej pory dawaliśmy radę dwiema warstwami). Zaczynam podejrzewać, że do kwestia techniki nakładania farby na wałek. Nakładamy pędzlem, żeby było równomierniej – ale też warstwa kładziona w ten sposób jest cieńsza.

Tak czy inaczej – malowanie mamy za sobą, pokój teraz jest czysty i łysy. Okna bez firan i żaluzji czekają na narodziny nowej koncepcji.

Ja zaś mam nową miłość, która ma na imię Meteor 2. W końcu, po 11 latach bodajże zdecydowałam się na ten krok. Poprzedni, Daewoo, niesamowity i jedyny w swoim rodzaju. Lekki zwinny, z włącznikiem i sterowaniem mocy w rączce. Do dzisiaj twierdzić będę że nie ma takiego drugiego. Niestety lata zaczęły dawać o sobie znać (jego lata) . A to worki przestali produkować, nowe trzeba było uzdatniać za pomocą nożyczek.  A to organizm zaczął szwankować a części zamiennych brak. Mimo wszystko wiedziałam jednak że jest jedyny i nie chciałam innego. Do czasu kiedy u mamy zobaczyłam Meteora 2! Mama była nim zachwycona (a mało co ją zachwyca), babcia była nim zachwycona (jw.) Zachwycona jestem i ja. Lekki, silny (!), bez oporu sunie po podłodze, ma nasadki schowane w obudowie, teleskopową rurę, jest nowiutki i błyszczący. Kocham nim odkurzać i czekam niecierpliwie na chwile, kiedy psy wnoszą piach z podwórka. Uwielbiam odkurzać nim psie legowisko – mniam, jak on pięknie wsysa wszystkie włosy! Nie wiem czy będzie trwały i szczerze mówiąc guzik mnie w tej chwili obchodzą złe opinie na sieci na temat rodzimej produkcji  - co sobie będę psuć tak harmonijne pożycie ;)

Pragnę podziękować Joasi, Anty-malgo, Laurze, Yarnferred, Fanaberii (mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam) za miłe wyróżnienie:

wyroznienie2 Już się łamałam, żeby wymienić te same blogi co zwykle ale Wy przecież wiecie, że wszystkie ciągle szpiegujemy wzajemnie po swoich blogach. Zaczynamy od tego dzień, często na tym kończymy. Zbliża nas to do siebie i dobrze o tym wiemy i bez nagród. Przyznaję wyróżnienie wszystkim, których dowiedzam, których komentuję i z którymi czuję się związana.

piątek, 17 kwietnia 2009

Not-So-Shrunken Cardigan

Miałam wczoraj odpoczywać od drutów, ale ręce mnie świerzbiały. Odpoczęłam zatem, ale od żmudnego wpatrywania się w schematy – zabrałam się za Not-So-Shrunken Cardigan.

P1260392Nie wiem jak będzie dalej (oczywiście nie czytałam całego opisu) ale jak do tej pory dzierganie jest czysto relaksacyjne. Nie trzeba nic liczyć, rozpisywać, o markerach zapomniałam po kilku rzędach – po prostu samo sobie leci i się dzierga. Bardzo przyjemny projekt (tym bardziej, że nie będzie zszywania). Z rozmiarem trochę sobie strzelam (co tam najwyżej spruję). Mam za cienką nitkę, robię na drutach 3,5 zamiast zalecanych 4 mm, zabrałam się zatem za drugi rozmiar zamiast tradycyjnie pierwszego. Póki co nie mam jeszcze powodów do niepokoju:

P1260389-1 Sweterek dłubię z “pistacjowego” Australa. Chcę osiągnąć coś tak dopasowanego, oraz jeszcze dłuższego od tej wersji.  Mam podejrzenie, że Austral może być zbyt miękki na taki projekt, ale zobaczymy “w praniu”. Tymczasem od jutra rana akcja malowanie największego pokoju w domu – dobry sen w ten weekend murowany ;)

Ps. Kiedyś ktoś prosił mnie o materiały dotyczące sweterka z elementów. Długo to trwało, ale w końcu trafiłam na nie w swoich zbiorach i udostępniłam je na Picassie.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Scheherazade

Rzeczywiście udało mi się skończyć Scheherazade. Projekt ciągnący się chyba najdłużej, głównie z powodu długiego leżakowania. No i problem – nie umiem go dobrze obfocić:( Tańczę i tańczę z aparatem a szal nie wygląda jak trzeba. Póki co trzeba zadowolić się tym co jest. Planowałam sesję w weekend, ale zapowiadają deszcz a my zabieramy się za malowanie dużego pokoju (masakra). Zdjęcia na ludziu zatem będą, ale w bliżej nieokreślonej przyszłości. Tymczasem proszę:

P1260341 P1260346 P1260349P1260367

Niestety nie widać nawet połowy efektu, ale odsyłam do fotek na Flicku lub Ravelry (przede wszystkim fotek Jagienki) – na nich widać całą urodę szala, której mnie się nie udało uchwycić.

Bo szal jest piękny. Lekki, miękki, delikatny – otula jak pajęczynka. Nie wierzyłam, że wełnę można nosić latem – tę zdecydowanie można. Mięciutka i niesamowicie przyjemna w dotyku. Kiedy go dzisiaj zblokowałam i przymierzyłam – od razu pomyslałam o Herbatce – to szal stworzony dla niej, szalenie orientalny :) Bardzo fajnie wygląda lekko nasuniety na głowę i omotany wokół szyi.

Sam szal nie jest trudny a raczej żmudny w wykonaniu (wzór można zakupić tutaj). Zdecydowanie przyspiesza pracę policzenie sobie prawych oczek i wpisanie ich w schemat. Szal zaczyna sie od środka  i wykonuje dwie identyczne części w każdym kierunku. Obawiałam się, że druga część będzie mi się strasznie dłużyć ale tak nie było. Przesadziłam tylko z ostatnim dniem dziergania, kiedy zrobiłam tyle ile w poprzednie trzy dni – zdrętwiał mi od tego kark i rozbolała głowa.

Blokowanie szala zrobiłam domowym sposobem – szpilek mam za mało, drutu do blokowania nie mam, podprowadziłam zatem Marcinowi jakiś drut do uszczelniania ogrodzenia. Przewlekłam go przez boki szala, dzięki temu zużyłam mniej szpilek. Drut nie był zbyt prosty więc trochę się z nim namęczyłam i krawędzie nie są idealnie równe – ale wg mnie dobrze jest jak jest. Nie blokowałam szala zbyt mocno, zależało mi na tym, żeby nie był zbyt firankowy. Pięknie się układa, łatwo go udrapować na najróżniejsze sposoby.

Na szal zużyłam mniej więcej 1,75 motka Jaggerspun Zephyra w kolorze Ruby robiąc szal na drutach 3 mm. Mniej więcej, bo wyciągałam nitkę że środka motka wiec trudno ocenić dokładnie. Jeden motek wystarcza na pół szala i jedną stronę drugiej połowy (i jeszcze parę linijek drugiej;)).

Dla wszystkich ciekawych “co dalej” – dzisiaj zamierzam odpocząć od drutów, zdecydowanie mi się należy :)

piątek, 10 kwietnia 2009

A jednak natycha

Ponieważ wypstrykałam się na amen ze środków na włóczki nie szukałam specjalnie modeli do kolejnych dziergań. Zwłaszcza, że Scheherazade zajmie mi jeszcze z tydzień. Później cokolwiek zacznę, rzucę to w kąt jak tylko przyjdzie włóczka na Clapotisa. No ale samo jakoś wpada w oko.

Od jakiegoś czasu mam ochotę na Not-So-Shrunken Cardigan. Nie wygląda na pierwszy rzut oka zachęcająco, ale na przykład w tym wykonaniu jest już bardzo urokliwy. Gdyby jeszcze go wydłużyć, zaznaczyć talię, rozszerzyć na dole wyszedłby z tego całkiem ładny żakiecik :) Zrobię próbkę z “pistacjowego” Australa chociaż tak po kolorze to mi bardzo pasuje do Kashmiru, z którego YarnFerret zrobiła swojego Szeptanego :)

Kolejny pomysł na Kidsilka: Shirley sweater, realizacji na Ravelry niewiele ale ta mi się podoba. Z tym pomysłem jednak odczekam, bo mam wątpliwość czy z taką szarfą pod dekoltem będę się dobrze czuła (kiedyś nie cierpiałam takich rzeczy).

Update dla tych co nie mogą na Ravelry – jedyna fotka sweterka jaką znalazłam poza Ravelry.

Ms. Marigold – to też taki trochę rewolucyjny pomysł, bo te skrzydełka przy ramionach tak do mnie pasowały do tej pory jak i falbanki w Rosa ale może warto zaryzykować bo tutaj tak urokliwie wyglądają:)

No i ostatnie natchnienia najświeższy Vogue Knitting. Nie spodziewałam się zbyt wiele a jednak coś mi wpadło w oko :) Po pierwsze ta cudna bluzeczka:

3346227833_c6216b275c Robiona jest z jakiejś cienizny podwójną nitką. Muszę spróbować zrobić próbkę z Zephyra – a nóż się nada?

Mam słabość do podkreślonej talii, więc oczywiście wpadł mi w oko taki top:

vkspring09_medium

I ten sweterek, jeśli tylko da się do zrobić w wersji symetrycznej:

VKS09NATURAS 08 Ten model kusi mnie głównie fikuśnym wykonaniem, Nie czytałam jeszcze opisu dokładnie ale myślę, że będzie to coś, czego jeszcze nie robiłam:)

Oczywiście podobają mi się też te cudeńka:

mari2-1_mediumPoprzestanę na wzdychaniu do zdjęcia bo po pierwsze nie mam gdzie w tym paradować po drugie nie mam takich słodkich szortów do kompletu (jeśli ktoś wie, gdzie takie można zdobyć błagam o informację!)

środa, 8 kwietnia 2009

Połowa Scheherazade gotowa :)

Dzisiaj będzie mało tekstu za to parę fotek. Rzucam się po tematach strasznie, a robótkowy tasiemiec (Scheherazade) minął co prawda półmetek ale to nie robótka z tych co po drodze mogą zachwycić. Dopiero po zblokowaniu zacznie to jakoś wyglądać, a na razie prezentuje się tak:

P1260129-2

Nie będę w najbliższym czasie robiła Rosy. Zbyt wiele wątpliwości budziły we mnie zestawienia kolorystyczne. Najpierw napaliłam się straszliwie na róże. Później bardzo spodobało mi się zestawienie wrzosu z kidsilkiem w kolorze Smoke. Szczęśliwie/nieszczęśliwie złożyło się jednak, że miałam w domu zarówno próbkę Smoke (dzięki Basi/Fanaberii) oraz Cashsoftu we wrzosowym kolorze (od Joasi/Kocurka). Na zdjęciu gotowego sweterka zestawienie wygląda cudnie. We mnie budziło wątpliwości bo było dosyć smutne. Ostatecznie popełniłam szaleństwo wydając zaskórniaki na włóczkę na clapotisa (dokładnie taką włóczkę na takiego clapotisa). Do tego zamówiłam brakujące mi drutki i teraz będę sobie czekać dłuższą chwilkę bo włóczkę dopiero będą mi sprowadzać. A na Rosę sobie poczekam aż mi się wszystko w głowie wyklaruje.

Co poza tym? Jestem w trakcie odnawiania jednego z krzeseł po babci (wyniuchałam na strychu u rodziców):

P1260123 P1260121

Docelowo krzesło będzie miało jeszcze warstwę farby i poprawione obicie siedziska (to mój pierwszy raz więc wyszło krzywawo). Nie wiem czy rzecz jest w dobrym guście ale mnie się podoba i uważam, że to najsłodsza rzecz jaką do tej pory zrobiłam (dosłownie;)). Dlaczego kwiaty? Pojęcia nie mam. Impuls i tyle (poza tym materiałem niczego w kwiatki w domu nie mam). Z tego samego materiału, którym obiłam siedzisko zamierzam uszyć (dużo powiedziane) bieżnik na stół do jadalni. Wielkie słowo “szycie” oznacza że podwinę wszystkie krawędzie i tyle. Coś mi się ten skandynawski minimalizm wymyka z rąk;)

Z malarstwa meblowego zamierzam jeszcze przemalować szafki w Pszczelim pokoju. Widziałam świetną komódkę (zdjęcie na sieci ale malutkie więc nie dam rady wstawić) – białą z namalowanymi dużymi liśćmi). Pszczoła ma szafki z odzysku które i tak czekają na malowanie więc nie zmasakruję żadnego nowego mebelka. Ale to wszystko po świętach, kiedy zabierzemy się za przemalowywanie Pszczelego pokoju.

Stempelkowo wyżyłam się w zeszłym tygodniu po otrzymaniu dłutek do linorytu. Szaleństwo ilościowe to nie było bo miałam zaledwie kilka gumek, z czego większa cześć okazała się zbyt krucha. Pokażę jednak co mi wyszło (osobiście za najbardziej udane uważam bordowe listki, w reszcie niestety krawędzie są mocno postrzępione).

P1260108 Wszystko wskazuje na to, że w tym roku nie będziemy musieli smażyć się na naszym tarasie. Wczoraj Marcin wziął dzień wolnego i zamocował konstrukcję pod naszą niby-pergolę. Niby- bo pierwotnie miała być klasyczna pergola z winobluszczem. Zrezygnowaliśmy jednak deseczek na “dachu” na rzecz białej plandeki, którą będziemy rozpinać sobie zależnie od potrzeb (rozwiązanie to podejrzałam u cioci i strasznie mi się spodobało). Winobluszcz puścimy po kratownicy jako jedną ze ścian pergoli. Plandeka powinna dotrzeć do nas w przyszłym tygodniu (w marketach budowlanych mają tylko niebieskie) – nie mogę się doczekać :)

czwartek, 2 kwietnia 2009

Kość słoniowa

Kiedy byłam mała i mieszkaliśmy w mieście, w niedzielne popołudnia wybieraliśmy się z rodzicami na spacer po dzielnicach domków jednorodzinnych. Nie pamiętam co ja wtedy robiłam, ale rodzice chodzili po uliczkach, zaglądali przez ogrodzenia, do okien i snuli plany o władnym domu. Do teraz mama widząc dom potrafi rozrysować w myślach układ pokoi. Widać nie jest odosobnionym przypadkiem :)

Mój dom ma wiele okien. Zbyt wiele, powiedziałabym, chociaż ostatnio zmieniam zdanie – kuzynka wybudowała dom, w którym okna są ogromne, właściwie zajmują całe ściany od podłogi aż po sufit. Takie nowoczesne domy – akwaria są teraz chyba w modzie. Bardzo długo nie miałam w domu firan i zasłon z prawdziwego zdarzenia. Koleżanki z pracy zdumiewały się, że mnie to nie krępuje. W tej chwili w części okiem na parterze (od strony drogi dojazdowej zwanej przez nas miedzą) mam rolety,  w pokoju dziennym drewniane żaluzje (z powodów praktycznych – słońce świeci prosto w telewizor) ale jest sporo pokoi gdzie w oknach nie wisi nic (na przykład w łazience na piętrze :))

Tylko w jednym pomieszczeniu jest dywan. Kiedyś, kiedy w domu nie było Pszczoły i psów - leżały u mnie białe dywany. Później, kiedy pojawiły się psy – białe dywany zostały wyniesione na piętro, na dole pojawił się puszysty, gruby, brązowy dywan. Do pierwszej psiej wpadki, kiedy to dywan miał zostać zawieziony do czyszczenia (to duży dywan, którego do osobowego chyba nie zmieścimy) – Marcin zwlekał ze znalezieniem odpowiedniego punktu usługowego, w końcu okazało się, że psy przywlekają z podwórka codziennie tyle piachu i ziemi, że praktyczniej jest zostawić podłogę bez dywanu.

Rozwiązanie jest bardzo praktyczne, chociaż mało przytulne. W tej chwili skłaniam się do tego, żeby w części pomieszczeń zawiesić miękkie półprzejrzyste zasłony w celu ocieplenia wnętrza. Prosiłyście o zdjęcia kości słoniowej – nie wiem jak bardzo będzie ona przypominała oryginał na Waszych monitorach ale proszę, starałam się uchwycić tak, żeby było porównanie z białym sufitem (na górnym lepiej widać odcień):

P1250653 P1250654

Znowu wygląda jak świeżo po wybudowaniu się ;)

Jak widać, nad oknami są otwory do przykręcania karniszy – jadalnia to jedyne pomieszczenie gdzie wiszą firany. Stół czeka obrus, który uszyję kiedy w końcu się tego nauczę :) Poza tym jest pusto, jak wszędzie ostatnio – odkąd Pszczoła zaczęła biegać i sięgać. Kwiaty podłogowe też pożegnały się z parterem bo Pszczoła lubi wygarniać ziemię. Poza tym stół w jadalni zajęty jest na codzień w połowie przez przewijak – najwygodniejsze miejsce na parterze, a trudno mi biegać za każdym razem z Pszczołą na piętro, gdzie mieści się jej pokój.

Trochę to chaotycznie opisuję ale wnioski są jedne – ciągle brak mi ciepła i przytulności, które widuję na zdjęciach żurnalowych. Mam pokaźny zbiór zdjęć wnętrz, w których czułabym się dobrze ale nie udało mi się do tej pory pogodzić inspiracji z praktyką. Lubię biele, jasne wnętrza, białe dywany i tapicerki. To na ogół nie idzie w parze z dziećmi i zwierzakami (chociaż perfekcyjna twierdzi, że białe grube obicia bawełniane świetnie się sprawują przy odplamianiu ;))

Dumam intensywnie nad dodaniem ciepła i ożywiającego koloru do tego pomieszczenia. Dumam nad rozmieszczeniem ram na ścianach (mamy ich bez liku i mgliste plany co do ich powieszenia). Stworzyłam sobie nawet taki kolaż zdjęć, które kolorystycznie mi odpowiadają, żeby się czegoś trzymać:

wybrane

wybrane1 Podoba mi się też to zestawienie, kolorystyczne, chociaż wolę górne jako cieplejsze:

P1250669 P1250670

Same “biele” też mogą być ciepłe (u mnie nieosiągalny efekt bo mam meble w brązie – zbyt nowe żeby je malować na biało ;) ):

P1250671

Jeżeli Was to interesuje mogę za jakiś czas zeskanować kilka wnętrz, które wyszperałam w gazetach i być może nimi też się zainspiruję – akurat temat po raz kolejny jest znowu u mnie na tapecie ;)

Dziękuję Wam wszystkim za troskę – zapewniam, że nie lekceważę niepokojących sygnałów, jakie daje mi organizm, oszczędzam nadgarstek jak tylko się da (między innymi wieczorne sesje drutowania zamieniłam na wieczorne sesje Heroes of Might and Magic, co spowoduje zapewne nadwyrężenie prawego nadgarstka) i jeśli do weekendu mi nie przejdzie na pewno w poniedziałek wybiorę się do lekarza.

Ps. Właśnie odebrałam zestaw dłutek do linorytu  – na razie miałam czas przetestować tylko najcieńsze – piękna cienka kreska która otwiera przede mną wiele możliwości nieosiągalnych za pomocą radełka :)

Update: Jeśli ktoś jest ciekawy jak to samo pomieszczenie wyglądało w żółciach to proszę tutaj są fotki tak bardzo archiwalne, że nie pamiętam co to są za firany ;).

środa, 1 kwietnia 2009

Trochę oszukuję

W tym swoim oszczędzaniu lewej ręki. Rację miała Basia powątpiewając w to, że podczas malowania jej nie nadwyrężę. Nie pomyślałam, że niektóre miejsca trzeba malować lewą ręką,  nie pomyślałam też, że szorowanie po malowaniu też wymaga obu rąk ;) Przyznaję rację ale upieram się, że nie to jest główną przyczyną problemu :)

Niestety smarowanie maścią nic nie daje, coś tam w środku wyraźnie haczy przy skręcie  nadgarstkiem i to powoduje ból i niefajne chrupnięcie. Na razie smaruję dzielnie i jedyny efekt jaki zaobserwowałam to wysypka ;) Albo na maść albo na któryś ze specyfików które ostatnio stosowałam (może to wczorajszy płyn do prania tapicerki?).

Jak to pokątnie chwaliłam się tu i ówdzie – w ten weekend pomalowaliśmy jadalnię i kuchnię. Kość słoniowa jest w wydaniu Duluxowym cudownym kolorem. Chociaż obawiałam się jej bardzo, zdecydowanie bardziej podoba mi się od chłodnego ecru. Chodzę sobie teraz, wzdycham z zadowoleniem i cieszę się nagłym napływem światła do obu pomieszczeń. Przy okazji szorowania po malowaniu udało mi się wygarnąć resztki kurzu i oczyścić pomieszczenia z przypadkowych “dekoracji”. Wygląda teraz trochę, jak po świeżym wprowadzeniu się, ale ileż to nowych możliwości aranżacyjnych się pojawia :)

Wracając do oszukiwania – ruszyłam druty. Staram się z umiarem i powoli (chrupanie mi w tym pomaga, jak tylko się zagalopuję słyszę ostrzegawcze “chrup” i zaczynam uważać). Ruszyłam druty nawiązując do akcji porządkowania – zabrałam się za leżakującą od dawna Sheherazade:

P1250634-1

Połowa szala rozrysowana jest na 6 kartach A4 (poziomo). W tej chwili przerobiłam 4. Jeszcze dwie i będzie półmetek (nie licząc wykończenia krótszych boków). Pewnie gnałabym sobie dziarsko (ale i ostrożnie) do przodu gdyby nie to, że znienacka nam się wiosna pełną gębą zrobiła. Wyszłyśmy sobie dzisiaj z Pszczołą tradycyjnie w kurteczkach i poligonowych kombinezonkach a tutaj gorąc :) Cudownie zrzucić z siebie ciężkie ubrania i wygrzać się porządnie na słońcu:) A jak pięknie widać widać ile do zrobienia w ogródku ;)(wszyscy sąsiedzi wylegli na posesje i grzebią w ziemi ile wlezie). Nie mam pojęcia skąd wezmę dodatkowy czas na działalność podwórkową. Będę musiała poczytać co na ten temat mówią moi dwaj Niemcy :)