czwartek, 30 lipca 2009

Nareszcie :)

Nareszcie rzucili coś z podkreśloną talią! Model pochodzi/pochodził będzie stąd:

MonteraButtonJacketLg_medium WinterWhimsy_small

Coraz bardziej załamują mnie kolejne numery pisemek robótkowych. Być może modele mają ciekawe wzory ale trudno mi je docenić ma workowatych fasonach. Czasem mam wrażenie, że wracają lata 80-te. Brak tylko poduch na ramionach (a słyszałam że tego sezonu mają wrócić). Rękaw 3/4 szalenie niepraktyczny tego typu wdzianku ale wygląda uroczo :)

Z Jagodową / Śliwkową Daisy sięgnęłam półmetka i już wiem, że trzeba będzie dokupić włóczki. Nie chciałam tym razem kupować z zapasem więc mam za swoje. Ale czy kogoś męczyły dodatkowe zakupy włóczkowe? ;)

Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zestawić fioletu z zielenią ale Marcin skłaniał się ku wrzosowym dodatkom – będzie więc dokładnie tak samo jak u Effci.

Na koniec moja kolejna fiksacja, trafiłam na taką stronę (nie jest to Perfekcyjna Pani Domu ale podobno bardzo zorganizowana Pani Domu). No to sobie czytam i eksperymentuję, zobaczymy ile tym razem wysprzątam ;)

poniedziałek, 27 lipca 2009

Jagodowa Daisy

Wrzuciłam ją dzisiaj na drutki. Miałam w planach sprzątanie ale Pszczoła nieoczekiwanie zamiast snu zafundowała sobie łóżeczkową balangę (były monologi oraz śpiewy, była spontanicznie skomponowana piosenka temat bardzo aktualny – Pszczoła kontra nocnik).

Wrzuciłam zatem jagodową Sonatę (identyczna jak ta u Effci, sama nie wiem na ile moja fota oddaje kolor). Dłubałam dłubałam i kiedy już miałam wyjąć Pszczołę z łóżeczka ta nieoczekiwanie ucięła sobie drzemkę. No to focę szybko co jest i wrzucam na bloga bo zaraz obiad:

P1280069Sonata jest ciemniejsza niż sobie wyobrażałam. Nie zdecydowałam jeszcze czy zestawię ją z wrzosem (nie mam takiej pasownej spódniczki jak Effcia chociaż widziałam coś podobnego chyba w Monnari). Dłubię tę jagodową Daisy z przyjemnością bo włóczka nowa, prościutka – od razu robótka jakoś porządnie wygląda. Nie to co kardigan z Australem z odzysku. Wymięty, oczka nierówne (włóczka była prostowana ale i tak nie jest to to samo co nówka nieśmigana) no i sporo nitek wisi, bo kilka wersji Joya sprawiło że zamiast 6 ładnych motków mam chyba z 9 pomniejszych.

Kroowko – spontanicznie zazdroszczę fototapety i dziękuję za pomysł z pikowaniem. Nie pomyślałabym o tym wcale. Oczywiście pikować nie umiem ale trzymam się wersji że im mniej równe tym bardziej na hand made wygląda (a hand made w końcu droższy jest;)). Dopiero teraz odpowiadam bo mi gmail gdzieś dwa ostatnie komentarze (Twój i Myszopticy) zapodział i pokazał dopiero teraz :)

Starsza jestem od soboty ale i bogatsza. W finanse :) Wygląda na to że wystarczy i na minerały i na włóczkę jakąś wypaśną (byle nie w dużej ilości) i może na jakiś ciuch jeszcze? Musiałam być bardzo grzeczna w tym roku. Z drugiej strony lepiej mi się wydawało pieniądze jak ich nie miałam. Teraz mam węża w kieszeni i kręce nosem na wszystko. Bo jak się rozejdzie to wiadomo – nie będzie;)

Update:

Ano właśnie u Brahdelt cud rozdawajka!

rozdawajka

Najchętniej nic bym nie wspominała żeby mieć większe szanse ale mus to mus ;)

piątek, 24 lipca 2009

Featherweight Cardigan

Nadal nic mi się nie chce.

Nie będę więc pisać o tych wszystkich robótkach które w międzyczasie zaczęłam, i których nie chciało mi się skończyć. Mam jednak coś aktualnie na drutach i coś konkretnego w planach na najbliższą przyszłość.

Klamka zapadła. Wybadałam teren w pracy (czy mnie tam jeszcze pamiętają, a konkretniej czy jest do czego wracać) – nadal mnie tam chcą więc od września szykuje mi się kolejna rewolucja w życiu. Również garderobiana. Muszę zaopatrzyć się w kilka nudnych, wielofunkcyjnych sweterków. Wrzuciłam na druty Featherweight Cardigan. Tutaj można sobie obejrzeć wiele wersji tego sweterka. Podobnie na Ravelry. Plisa może być gładka, może być ryżowa, może być ażurowa. Ja swoją wersję będę pewne robić z wcięciem w talii, chociaż nie takim jak mnie zawsze korci, to ma być luźny (buhahaha) sweterek. Robię go na drutach 3,5 mm z Australa odzyskanego z Joy’a. Włóczka niby prostowana ale aktualnie robótka wygląda jak krowie z gardła wyjęta.

Sam sweterek robi się bardzo podobnie jak Not-So-Shrunken-Cardigan. Od góry, z tym że na plecy i ramiona nabiera się więcej oczek (dojdzie przecież dosyć gruba plisa), na przody po 2 oczka. Później tradycyjnie co 2 rząd dodaje się oczka jak w raglanie bezszwowym. Oryginał zdaje się jest zupełnie prosty, bez wcięć. Leniwa się ostatnio zrobiłam więc same takie projekty mi w oko wpadają. Zresztą idealnie się je przerabia przy Tv (wczoraj na TVN Style puścili ostatni odcinek Jane Eyre nad czym ubolewam :( ).

Kolejną robótką będzie Daisy 2 – podpatrzona u Effci. Dokładnie ta sama wersja kolorystyczna z takimi samymi guzikami (które Effcia sama dla mnie kupiła i przesłała – pięknie dziękuję:) ) Może kontrastowa nitka będzie się minimalnie różnić bo moja wrzosowa Sonata pochodzi jeszcze z ery mięsistej.

To w zasadzie tyle. Namazałam w międzyczasie jeszcze jeden bohomaz ale pójdzie do kasacji (zamalowania) bo zieleni w pokoju zdecydowanie za duzo już mamy (poza tym wyjątkowo mi się nie podoba).

Jeśli chodzi o kolory świec, na które poluję to w takich odcieniach fuksji i zieleni jakie są na poniższych zdjęciach (w zielonym zestawie świec pierwsza z lewej , fuksjowym pierwsza i ewentualnie 3-cia).

 

aaa1

Almi Dekor mnie zawiodło i parę innych sklepów w pobliżu również, Pozostaje mi czekać na zmianę asortymentu. Poluję na Ebayu na odpowiedni materiał na brakujące powłoczki, trudno mi jednak ocenić grubość sprzedawanego materiału. Z tego co zrozumiałam, upatrzone materiały przeznaczone są na paczworki ( pierwszy i drugi) , więc chyba dosyć cienkie? Na pomysł cieniowanej powłoczki wpadłam po obejrzeniu tego postu. No szkoda że nie zdecydowałam się swego czasu na fototapetę ;)

środa, 15 lipca 2009

Daisy

Od razu uprzedzam że kolor jest kompletnie od czapy. Cierpię z tego powodu okrutnie bo ciemnoczerwona/bordowa Sonata ma kolor obłędny. Kocurek będzie wiedział o czym mówię bo próbkę ma :) Wiecie ile dzisiaj stopni na zewnątrz? Perfekcjonizm perfekcjonizmem ale nic mnie nie zmusi do ponownego wyjścia na zewnątrz:

P1270854P1270858 P1270880 P1270883 

Jednak z kwiatkiem, aczkolwiek kwiatek pójdzie do przeróbki Za duży jest, a właściwie za sterczący. Kojarzy mi się z z takim sterczącym stanikiem Madonnny w którymś z jej teledysków;) Poza tym jest uroczy i bez niego ani rusz.

Guzików nie przeszywałam jeszcze więc nadal się rozchodzą (nie jest najgorzej i tak będę coś pod Rosie wkładać). Jak się dzisiaj w lusterku obejrzałam w tym zestawieniu stwierdziłam że  na pewno będę go nosić do pracy i koniecznie potrzeba mi kilku takich egzemplarzy. Muszę tylko zdecydować w jakich kolorach. Niestety morski odpada – zrobiłam próbkę i wygląda bardzo mdło. Poza tym musiałabym przeliczać (włóczka jest grubsza) a mi się bardzo nie chce :)

Podpowiedź dla tych, którzy chcą Rosie dziergać w jednym kawałku – dziurki przypadają równomiernie co drugi pasem ryżowy. Dokładniej rzecz biorąc rząd nad paskiem ryżowym ale to niewielka różnica. Jeśli chcemy mieć gęściej guzików (i większą pewność że sweterek się nie będzie rozchodzić) wystarczy dać dziurki mniej więcej tam gdzie przypadają paski ryżowe.

Nie pamięta, czy pisałam już ile zeszło mi włóczki – niewiele ponad dwa motki (przerabiałam na drutach 2,5 mm). Robiłam rozmiar s – nie musiałam robić żadnych przeróbek – wszystko pasuje idealnie.

Ginny leży chwilowo odłogiem. Skończyłam plecy, zaczęłam jeden z przodów i kręcę teraz nosem. Część ryżowa wydaje mi się kusa (jak wszystkie modele Kim). Myślę teraz czy pruć i robić dłuższą czy zostawić jak jest. Mierzenie do ciała nie daje mi jakoś poglądu na sprawę. Poza tym w tym upale nie mam ochoty łapać się za akryle.

Robię kolejne podejście do zmiany wystroju dużego pokoju. Pamiętacie akcję przemalowywania z żółci na kość słoniową. Obowiązywała wtedy koncepcja maksymalnego rozjaśnienia pokoju (wpływ blogów wyszperanych przez Qlkową). Kupiliśmy białe poszewki na poduszki, białe ramy do zdjęć – rozłożyłam to wszystko i niestety – wyglądało nijako. Koncepcja upadła, a ja nie miałam żadnego planu awaryjnego. Męczyłam się z tym dosyć długo aż przypadkowo trafiłam na taką fotkę (znalazłam ją na blogu Desire To Inspire):

9

Chodzi konkretnie o obraz. Wydawało mi się, że to jedyny kolor który zgra się z moim pomarańczowo-rdzawym wypoczynkiem (Nie wiem gdzie ja miałam głowę, kiedy zachorowałam na ten akurat kolor. Trudny jak diabli i do tego kompletnie nie w moim stylu).

Pojechaliśmy do Leroy Merlin, nakupiłam pigmentów (zawsze bohomażę sobie pigmentami mieszanymi z białym akrylem do ścian). Pierwszy raz w życiu rozstawiłam sztalugi (turystyczne, darowane, chwiejne – nigdy wcześniej nie udało mi się ich rozstawić), wpakowałam na nie wieki temu zagruntowane płótno i zaczęłam mieszać kolory. Najpierw próbowałam pędzlem. Na wielkiej przestrzeni (nie biorę się za płótna mniejsze niż 140 x 80 ;)) nie bardzo to szło. Przerzuciłam się na gąbkę do mycia naczyń (prawda jak profesjonalnie? :)). Na podstawkę doniczkową wycisnęłam po trochu pistacji, żółcienia i malachitu ( ten ostatni pigment z Magnata – przepiękny). Namoczoną i wyżętą gąbkę maczałam tak żeby łapała wszystkie pigmenty i nakładałam smugami na płótno. Później wilgotną gąbką rozcierałam.  Następnie miejscami nakładałam ciemniejszy kolor i znowu rozcierałam, albo częściowo zmywałam. Czasem drapałam szorstką częścią gąbki.

Wyszło całkiem nieźle, postanowiłam zatem zabrać się za drugie płótno – pamiętacie te trzy kwiaty na beżowym tle (sporo zdjęć robiłam sobie zimową porą z komódką i tym obrazem w tle). Nie chciało mi się zamalowywać płótna ani naciągać drugiego – zaczęłam więc malować na obrazie, zmywając przy okazji stare warstwy, zdrapując później gips (kwiaty były częściowo wypukłe, mazałam je pędzlem maczanym w gipsie).  Wyszedł dosyć ciekawy efekt, chociaż za mocno się przyłożyłam do zmywania starej farby i w efekcie obraz wyszedł bardziej “zmyty”. Z bliska widać jednak na nim zarys starych kwiatów, co bardzo mi się podoba – taki efekt starej, podrapanej i wielokrotnie zamalowywanej ściany.

Powiesiliśmy oba płótna na ścianach i zaczęłam się z nimi oswajać. Osobiście męczy mnie bardzo taka sytuacja. Stresuję się ile razy na nie patrzę, albo ile razy ktoś wejdzie do pokoju zastanawiam się co myśli, czy zauważył i tak dalej. Generalnie wolałabym żeby mi je namalował ktoś inny – wtedy byłabym spokojna :)

Hmm miałam w skrócie opisać jak wygląda u mnie proces twórczy jeśli chodzi o dekorowanie a wychodzi tutaj elaborat.

Stanęło na tym, że dodatki będą oliwkowe i pistacjowe (chodzi mi o tę bardziej żółtawą pistację, jeśli to nie jest pistacja to ja bardzo przepraszam :))  Ale wybraliśmy się z dziewczynami (Mama, siostra, Majka i ja)  na nową dostawę do znajomego ciucholandu.

W tam rzucili cały worek chust! Właściwie nie wiem nawet czy to chusty bo są ogromne – spokojnie mogłyby robić za bieżnik albo i obrus. Skusiłam się na dwie – w tym jedną z obrzeżem w kolorze fuksji (chyba fuksji). Po powrocie byłam tak zmęczona, że rzuciłam nabytek na kanapę i zległam nieopodal…

…i zdaje mi się,  że ta fuksja pasuje do całości! Aż się podekscytowałam cała :) Poleciałam do siostry, ukradłam jej amarantową poduchę i zaczęłam rzucać się po pokoju i żonglować tym co mam. Wyciągnęłam Marcina do Auchana i kompletnie przypadkowo udało nam się kupić szklany wazon o fantastycznym kolorze (szkoda że tylko jeden mieli, ale to i tak cud bo ktoś go chyba odstawił kiedy robiłam koleją rundę wokół regału).

Ktoś pamięta jeszcze, że wszystko co się da miało być białe? No to aktualnie kawałek pokoju (tylko dla takiego kawałka starczyło mi elementów we właściwych kolorach) wygląda tak (bliższa poduszka jest amarantowa, dalsza żółto/zielona):

P1270840-1

A z białych kwiatków zostało tyle:

P1270844

Koncepcja jest mocno mglista, nie mam jeszcze pomysłu jak zapełnić pozostałe ściany. Myślę o dwóch egzemplarzach płócien  (jeden na pustą ścianę nad kanapą drugi na przeciwnej ścianie) – o wymiarach mniej więcej 180 cm szerokości i 40 – 50 cm wysokości. Chodzi mi o pasek zieleni, wąski, żeby nie przeładować. Albo pasek z dwóch płócien – jedno szersze (w zieleni ) i jedno węższe ale stanowiące jakby jego kontynuację – w fuksji.

Krytyki “dzieł swoich" nie przyjmuję do wiadomości ;) Żadna to sztuka żeby tu coś oceniać :) Jeśli o coś proszę to wsparcie i porady dotyczące samej koncepcji kolorystycznej. Jeśli o kolory idzie to ja zawsze proszę o burzę mózgów bo wyobraźnia czasem mi szwankuje a co wiele głów to nie jedna :)

Co do fuksji i oliwki – od kilku dni przeczesuję okoliczne sklepy i sieć w poszukiwaniu odpowiedniego odcienia. Makabra po prostu. Nie trafiłam na _nic_ co nawet w przybliżeniu odpowiadałoby tym kolorom. Nawet głupiej świecy w fuksji nie znalazłam. Tylko podstawowe kolory – normalnie sytuacja jak w krajowych włóczkach.

środa, 8 lipca 2009

Co dalej?

Nie tak prosto złapać tę sakramencką czerwień. Mój aparat zdecydowanie nie chce współpracować. Jeśli tak samo będzie podczas sesji to raczej nie będę się uśmiechać na zdjęciach ;). Ta fotka najwierniej (w miarę) oddaje kolor sweterka:

P1270611

Zdjęcia na manekinie są tragiczne. Kolor przekłamane a sam sweterek wychodzi fatalnie – nie pokażę ani jednego.

Padło pytanie – co dalej? Chociaż prawdziwie wakacyjna aura i nie ma powodu wyskakiwać z kąpielówek - dłubię sobie coś takiego:

P1270636

W ramach odpoczynku od ryżu wzięłam się za, hmmm, podwójny ryż? Zagadka z rodzaju nietrudnych – nadal męczę Kim, tym razem padło na Ginny z albumu Amber:

Ginny_3 Robię ją z bordowo-zielonego Eliana (tego samego, z którego powstał Darcy). Na drutach 3.25. Otóż właśnie okazało się, że jednak zamiast 3mm otrzymałam 3,25 – dopiero niedawno przyszło mi do głowy sprawdzić rozmiar na miarce. Mówi się trudno – 3,25 też się przydadzą.

Za Ginny zabierałam się już jakiś czas temu. Zaczęłam tradycyjnie od rękawa i co się okazało. Rękaw jest prawie tak szeroki jak plecy. Na początku to nawet nie jest takie złe – bufiaste rękawy mnie nie przerażają. Gorzej że niewiele się zwęża na wysokości pachy – a to mi  już zdecydowanie przeszkadza. Zaczynam tym razem, jak przykazano, od pleców. Co zrobić z rękawami, zastanowię się “po drodze”. Czy robiłam próbkę? Mniej więcej :) – Sprawdziłam na tym felernym rękawie ile mniej więcej oczek wychodzi, z tym że nie jestem pewna na jakich drutach go robiłam :) Na 99% obstawiam 3,5. Dojdę do talii (to już za parę rzędów i zobaczymy czy rozjazdy są duże (szkoda, że rysunki są tak oszczędne w wymiary).

Na podorędziu leży też morska bawełna na drugą Daisy. Jeszcze się waham ale pewnie i tak spróbuję :)

poniedziałek, 6 lipca 2009

Jeszcze tylko parę nitek….

Tak na szybciutko donoszę ciekawym, jak Daisy z sonaty wychodzi na drutach 2,5 mm – otóż wychodzi tak jak trzeba :) Fotek jeszcze nie ma (bo muszę podoszywać guziki, kieszonki i pochować nitki) ale poza tym wszystko pozszywane i przymierzone. Pierwsze wrażenie – dobrze wygląda :)

Daisy to bardzo fajny, grzeczny sweterek na popołudniową herbatkę, czy też do biura. Oby od września nie zaczęły się chłody bo planuję trochę w nim poparadować.

Męczą mnie w mojej wersji nudne (bo zlewające się z włóczką) guziki. Niestety nie mam ciekawszych na podorędziu. Męczy mnie też, z czym tę czerwień zestawiać – na razie obstawiam szarą spódnicę (pewnie w niej całość sfocę). Kusi mnie przypinany kwiatek, ale nie wiem czy w tym samym kolorze jest sens go robić.

Sonata na drutach 2,5 mm wcale nie wychodzi jak zbroja. Po namoczeniu w płynie zmiękczającym bardzo przyjemnie leży na ciele. Mam nadzieję, że przekonałam tych co mieli wątpliwości co do wykorzystania Sonaty przy Daisy. Ci których nie przekonałam muszą poczekać na fotki :)

Idę wykopywać letnie ciuchy z pokrowców ( nóż widelec coś lepszego od szarej spódnicy się znajdzie? )

sobota, 4 lipca 2009

Pomożecie?

Właśnie skończyłam Daisy (nie wiem czemu mi w głowie ta nazwa się pokręciła i ciągle nazywam ją Rosie) – leży udeptana, czeka na wyschnięcie i zszycie. “Na oko” rozmiar wyjdzie w sam raz. Na oko wszystko wygląda jak trzeba ale z oblewaniem nowej robótki wstrzymam się do pierwszej przymiarki.

Fiubzdziu – u mnie nie ma kontrastowej nitki. Raz że prócz bieli nie wymyśliłam nic szczególnego. Dwa, że bałam się farbowania. Ta Sonata ma dosyć mocy kolor i przy moczeniu w wodzie puszczała kolor. Obawiałam się, że po pierwszym praniu kontrast zniknie;).

Laura – dokładnie – depresja wakacyjna. kompletnie _NIC_ mi się nie chce.

Agnieszko – dziękuję za interesującego linka :)

Niestety w najbliższym mieście pasmanterii sztuk dwie i mają kompletnie inny asortyment, a szkoda. Bo mnie się te jasne też bardziej podobają. No nic w czerwonej Daisy-Rosie będą czerwone guziki.

Tymczasem wpadłam na pomysł, żeby wykonać sobie jeszcze jedną Daisy. Tak mi ni stąd ni zowąd strzelił do łba taki pomysł ale nie wiem czy znowu za słodko nie będzie (w tym turkusowym/seledynowym Harmony nie czuję się zbyt dobrze, z tym że tamten kolor jest zdecydowanie bardziej rykliwy). Popatrzcie same i powiedzcie co o tym zestawieniu myślicie:

P1270588 Nie możemy dojść z Marcinem do porozumienia jesli chodzi o to, czy zdjęcie oddaje dobrze kolor tej niebieskości - wstawiam zatem wczesniejszą fotkę włoczki (tak tak, ona ma taki bajeczny kolorek):

P1180522 P1180511

Guzik to ten zakupiony wczoraj, a bezowa włóczka do Camilla kupiona kilka lat temu (robiłam z niej pierwszy topik z elementów – nawet raz w mim wyszłam ;)), zostało mi jej akurat tyle, żeby wystarczyć na kieszonki.

Słodkie to zestawienie jak diabli, no mam słabość do tego koloru (nie mówią na to seafoam za wielką wodą?) – spójrzcie na to krytycznie, proszę i wylejcie mi na głowę kubeł zimnej wody? :)

piątek, 3 lipca 2009

Prawie, prawie na finiszu

Nie wiem kiedy w końcu się zmobilizuję i zacznę pisać częściej. Ciężko mi się ostatnio za to zabrać.  Zwalić mogę na wiele rzeczy łącznie z pogodą, przy której nie chce się kiwnąć palcem – ae to by zajęło zbyt wiele miejsca ;)

W każdym razie drutuję. Nie tak intensywnie jak kiedyś ale regularnie. Przeważnie wieczorem przy Tv. Za dnia jakoś trudno mi się zebrać. Przy takiej pogodzie właśnie. Szkoda mi siedzieć w domu, przed komputerem, przy drutach. Na dworze też za długo nie da rady bo ciepło i duszno że paść można – więc kręcę się niezdecydowanie nie wiem za co złapać i tak wszystko odłogiem leży.

Jakimś cudem jednak dobrnęłam do niemal końca robótki – zostało mi kilka rzędów jednego rękawa i cały drugi. Rękaw jest śmiesznie mały więc wystarczy jeden wieczór (siostra się wczoraj obroniła więc szanse na robótkowanie są znikome, chyba że wyruszy oblewać ten fakt gdzieś “na wieś”. No więc właśnie – wakacje się zaczęły więc w koło ciągle coś się dzieje. Ktoś wpada, w coś angażuje, ktoś wychodzi, ciągły ruch i chwili spokoju). Kupiłam dzisiaj guziki. Jedne czerwone – powinny się wtopić w sweterek. Drugie kontrastowe (bardziej mi się podobają) niestety te które wzięłam są za duże, a mniejszych tego rodzaju mają tylko 5 sztuk (ja potrzebuję sześciu).

P1270518

W normalnym trybie postępowania pokazałabym sweterek w niedzielę, a tak nie obiecuję bo sama nie wiem kiedy będzie spokój. Na pewno jeden dzień weekendu będziemy mieli zajęty z powodu przeprowadzki siostry – przenosi się z drugim kierunkiem na lokalne uczelnie więc trzeba jej graty zwieźć do domu.

Jeśli o motylka idzie – sprawa nie jest tak prosta i relaksacyjna jak się z początku wydawało. Opis nie określa właściwie ile oczek z przodu i z tyłu powinno być w momencie zakończenia dekoltu (a jedziemy od góry). Założyłam sobie że po równo i przerobiłam tym sposobem do talii – wyszło hum.. no seksownie ;) Poszłam po rozum do opisu i okazało się, że ten dekolt to nie w szpic się łączy tylko w momencie połączenia trzeba jeszcze 10 oczek dorzucić. No więc dorzuciłam i co? Mam z przodu więcej oczek niż z tyłu. Mogę głębiej odetchnąć (i to jest pozytyw) ale za to z podkrojami pach przestaje grać – zsuwa mi się wdzianko jakoś w tył, zjeżdża z biustu (na skąpiej obdarowanych moim zdaniem lepiej to będzie wyglądać)) i zaczyna się marszczyć z przodu przy pachach – bo  to co zjedzie gromadzi się właśnie w podkrojach (jestem prawie pewna że nie wiecie o co chodzi bo ja niefachowo piszę). W takim układzie walnęłam robótką w kąt bo nie po to ją robiłam żeby kombinować tylko żeby się zrelaksować ;) Zaczęłam nawet plisę przy dekolcie robić ale tyle tych oczek trzeba nabrać że straciłam cierpliwość – wrócę do tego później ;)

Testowo zrobiłam sobie na szydełku skrzydełka u ramion. Zrobiłam dwie wersje dla porównania:

 P1270508 P1270509

Bardziej pofalowane robione są dokładnie wg opisu. Mniej pofalowane skrzydełko uzyskamy robiąc  z każdego słupka dwa słupki (a nie trzy jak jest w opisie). Wolę wersję drugą chociaż coś pośredniego między tymi dwiema wersjami też by ładnie wyglądało.

Gdyby coś fajnego pokazało się w końcu z w gazetach dajcie mi proszę znać bo ja już nie mam cierpliwości. Któraś gazeta pod rząd a ja nie widzę w niej nic ciekawego :(

Za dwa miesiące Pszczoła kończy dwa lata (za dwa miesiące wracam do pracy ale o tym akurat nie chcę myśleć zbyt często). Ostatnio polubiła gadżety (zegarkiem zawsze można wkraść się w jej łaski). Im brudniejsza tym szczęśliwsza chociaż, jak widać, miewa do nas wielki żal kiedy jej czegoś zabronić:

P1270159 P1270414

No i _kocha pisać_. Wszędzie. Ponton to jej druga miłość ale szaleje na nim tylko kiedy sprzątam i psów nie ma w okolicy. W końcu biedne muszą mieć swój jakiś kąt (Pszczoła kocha się bawić z psami, psy nie zawsze kochają bawić się na zasadach Pszczoły):

P1270504Częściej bywamy w mieście, oczywiście przy okazji polować ciucholandowych. Karmimy gołębie i pławimy liście w wodzie (na rynku jest taka fontanna z rynnami, którymi płynie woda):

DSC00253

Dzisiaj obejrzał się za Pszczołą pan w samochodzie. Pszczoła obejrzała się za panem i wylądowała w rynnie. Na szczęście pampers nie wchłonął całej wody ;)