Zdaję sobie sprawę z tego, że po tak długim czasie wypadałoby się odezwać. Niestety nie bardzo wiem co napisać. Przepraszam wszystkich tych, którym odpowiadam z opóźnieniem albo (czego nie zarejestrowałam ale mogło się tak zdarzyć) nie odpisałam w ogóle. Jestem takim typem, który odcina się, kiedy mu źle. Dobre rady nic mi nie dają (nie potrafię sobie sama przemówić do rozumu), wygadanie się tylko rozgrzebuje wszystko i pogarsza sprawę. Czy coś się strasznego zdarzyło? Nie. Czy pozbierałam się po tych wszystkich zmianach? Nie. Miotam się między żalem za tym co się skończyło, a strachem przed głęboką wodą, na którą rzucono mnie po długiej przerwie. Zaczęłam przesypiać noce ale nadal mi źle. O drutach mowy nie ma, za dużo przy nich myślę.
Jeśli chodzi o rękę, podobno nic poważnego. Wg lekarza, w moim zawodzie w końcu do tego dochodzi, dostałam jakieś przeciwbólowe proszki i tabletki na uzupełnienie mazi w torebkach stawowych. Mam ograniczać wszystko co nadgarstek nadwyręża. Rzeczywiście drutowanie z umiarem ręce nie szkodzi.
A teraz wybaczcie, muszę wrócić do kątka, żeby jeszcze jakiś czas podesperować w samotności. Co nie zabije to wzmocni, niedługo im wszystkim pokażę.
Ps. Pszczoła ostatniego dnia wakacji skończyła 2 latka. Kiedyś zamieszczę foto relację.
Ps2. Jedyny promyk w tym jeziorze smutku jest taki, że wymienią mi służbową komórkę. Wybrałam taką co ma moc bajerów. A co!