Nie ta osobista tylko dzika ;) Pszczoła albo osa, trudno powiedzieć bo najpierw strzepnęłam a później dopiero pomyślałam. Właściwie nie ma znaczenia co to było, bo nie wiem na które z nich mam uczulenie. Efekt dziabnięcia zwykle jest taki że puchnie mi pół ręki czy też nogi (w twarz jeszcze przyjemności nie miałam). Spokojnie – na pszczołę/osę nadepnęłam, więc druty dam radę trzymać :) Oczywiście w domu ani Altacetu ani Fenistilu tylko ocet. Obłożyłam sobie stopę i oczekuję pierwszych objawów.
Wszystko przez tę pogodę – od ponad tygodnia klimat iście podzwrotnikowy – leje i ciepło. Dzisiaj była krótka przerwa w opadach tośmy wyszły na światło dzienne. To samo zrobiły pszczoły (bądź osy ;) latało tego tałatajstwa mnóstwo – widać też chciały nadrobić stracony czas. Szczęście że na mnie trafiło a nie na Pszczołę. Tę osobistą.
Pozwoliłam sobie na chwilkę przerwy w dłubaniu Daisy (ta sznurkowata Sonata echh) . Mam plecy i dojechałam z jednym przodem do pachy. Podeszłam do tematu leniwie i beztrosko – żadnych notatek przy plecach w związku z czym mam rozjazdy z przodami. Obliczeniowo rzecz biorąc bo jak przykładam przód do tyłu to wszystko gra – to bardzo podejrzane. Widziałyście wersję Effci na Ravelry? Nic tylko walnąć drutkiem i przerzucić się na książki – ta kobieta wyciągnęła z Daisy wszystko co się dało :) I kolor piękny i kontrastowa nitka idealna i kwiatek boski ech…
Musiałam odpocząć i kupiłam w końcu opis skrzydełkowego wdzianka (zwanego Ms. Marigold). Fajny ten opis – taki dla leniwców :) Nie trzeba robić notatek, fajnie przyrasta, prosto się robi. Porównywalnie do Not-So-Shrunkena.
Robię go z Glorii Aniluxu. Czy któraś z Was miała już z nią poważniej do czynienia? Moją kupiłam wieki temu (czyli jakieś 4 lata wstecz) przy początkach szydełkowych (tak robiłam z niej na szydełku). No ale nie prałam więc nie wiem jaka jest. No i przeważnie nie nosiłam więc tym bardziej. A włóczka mnie intryguje. Bo jest milutka. Nie tak jak bawełna z akrylem ale zaskakująco miękka jak na 100% bawełny. Robótka naprawdę fajnie wygląda (robię na 3.5 mm chociaż pewnie inni wzięliby i 4mm) – jest mięsista i przemiła w dotyku. Kolor też cudny – z tych różów (róży?) które uwielbiam. Zdaje mi się że to ten sam kolor co w Zamotanych. Oczywiście przez tę parę lat odcień mógł się “lekko” zmienić ;).
Liczyłam na to ze wykorzystam na wdzianko 2 motki które mi zalegały w zapasach. Marzenie ściętej głowy ;) Jestem na wysokości pach a zobaczcie na fotce ile mi jeszcze zostało :) Najwyżej z drugiego motka zrobię sobie jakieś bolerko.
Wszystko wskazuje na to że nie spocznę nim skrzydełek nie skończę – to robótka z rodzaju tych wciągających.
Zajrzyjcie na bloga Agnieszki – jest o nas wzmianka w prasie :)